Podlasie Jazz Festival w Białej Podlaskiej już po raz 24., ale pierwszy – imienia Jana Ptaszyna Wróblewskiego

Podlasie Jazz Festival w Białej Podlaskiej już po raz 24., ale pierwszy – imienia Jana Ptaszyna Wróblewskiego
fot. Jacek Korwin

24. edycja Podlasie Jazz Festivalu, zorganizowana w weekend 18-19 października, tradycyjnie przez Jarosława Michaluka i Bialskopodlaskie Stowarzyszenie Jazzowe, po raz kolejny nie zawiodła oczekiwań miłośników jazzu i w ogóle dobrej muzyki. Tegoroczna edycja była jednak wyjątkowa, ponieważ festiwalowi oficjalnie nadano imię legendy polskiego jazzu – Jana Ptaszyna Wróblewskiego. 

Pierwszy festiwalowy dzień (w sobotę) rozpoczął folkowy zespół Chrust, uczestnik polskich kwalifikacji do Konkursu Piosenki Eurowizja 2025 w Bazylei. Trio powstał w Gdańsku, choć jak się okazało na bialskim koncercie, jego wokalistka Małgorzata Oleszczuk pochodzi z… Terespola. Mimo że muzyka – słowiańska, silnie inspirowana polską ludowizną, z domieszką współczesnego brzmienia elektronicznego – była raczej nietypowa jak na klimaty jazzowe, publiczność przyjęła zespół bardzo ciepło.

Później wyszły na scenę prawdziwe gwiazdy: Janusz Grzywacz, Marek Stryszowski, Krzysztof Ścierański, Marek Raduli i Marcin Ścierański, czyli zespół Laboratorium, obchodzący w tym roku 55-lecie działalności artystycznej. Mimo swego „wieku”, muzycy wciąż tryskają młodzieńczą werwą i radością grania, więc nic dziwnego, że koncert zakończył się owacyjnie kilkoma bisami.

Niedzielną imprezę rozpoczęto od oficjalnego nadania festiwalowi imienia wybitnego artysty Jana Ptaszyna Wróblewskiego (zmarł w maju ubiegłego roku). W tej wyjątkowej uroczystości uczestniczyli członkowie jego rodziny – małżonka po Janie Ptaszynie Wróblewskim, Ewa Czuba-Wróblewska, oraz syn Jacek Wróblewski z żoną. Inicjatorem zmiany nazwy był dyrektor festiwalu oraz prezes Bialskopodlaskiego Stowarzyszenia Jarosław Michaluk.

Później odbył się fenomenalny koncert światowej klasy saksofonisty Henryka Miśkiewicza ze Special Quartet, z kompozycjami Ptaszyna – „The Music Of Ptaszyn”. Oprócz Henryka Miśkiewicza, zagrali Wojciech Niedziela, Michał Kapczuk i Marcin Jahr.

W przerwie między koncertami nastąpiło oficjalne otwarcie wystawy fotografii uznanego warszawskiego fotografika Jarka Wierzbickiego, poświęconej Janowi Ptaszynowi Wróblewskiemu, przygotowanej w holu AWF Biała Podlaska. Znalazły się na niej m.in. dwa zdjęcia z bialskiego festiwalu w 2023 roku i pamiętnego historycznego duetu Nahorny-Ptaszyn.

Zakończenie festiwalu przypadło w udziale wirtuozowi elektrycznego wibrafonu Barnardowi Maselemu, świętującego swój jubileusz 40-lecia pracy artystycznej, który z tej okazji zaprosił do składu znakomitą wokalistkę z Mauritiusa – Rouhangeze aka Ruh, a także Michała Kapczuka i Pawła Dobrowolskiego. I jak na jubileusz przystało, było czadowo i radośnie. Zachwyt bialska publiczność wyraziła kilkoma bisami.

Festiwal brawurowo poprowadził dziennikarz muzyczny radiowej Jedynki – Marcin Kusy.

Organizatorzy dziękują za udział i już teraz zapraszają na przyszłoroczną, 25. edycję Podlasie Jazz Festival im. Jana Ptaszyna Wróblewskiego.

Za profilem facebookowym Ptaszyn cytujemy słowa Jana Ptaszyna Wróblewskiego na temat Białej Podlaskiej, Jarosława Michaluka i Podlasie Jazz Festivalu:

„Do Jarka Michaluka jeździłem często, gęsto i na przeróżne grania. Nagraliśmy razem płytę, występowaliśmy w różnych składach. Właściwie byliśmy takim okazjonalnym zespołem. Ba, to był zawsze zespół Jarka. On występował w roli lidera, a ja jedynie gościa. Ale miałem słabość do tego jarkowego Podlasia. W tym disco-polowym regionie powstał stricte jazzowy festiwal. Jarek jawił się jako ten Chorąży Podlaski Jazzowy. A miał nosa do składów. Tu po raz ostatni spotkałem się z Maćkiem Strzelczykiem na wspólnym graniu. Tu wpadłem chyba ostatni raz na Karola Szymanowskiego. Nie przypominam sobie, aby było tu nieciekawie. No i za granie tutaj dostałem największy ochrzan w życiu. To było tuż po pandemii, a raczej w jej końcówce bez lockdownu. Zagraliśmy, uhonorowano mnie statuetką, wyściskano i fajnie się działo. Wracam do domu, a mój kardiolog do mnie, że jak to tak bez maseczki, w moim stanie i tak nonszalancko do tłumu? Miał rację, bo ja dopiero co po zabiegach na sercu, a covid jeszcze się panoszył. Zostałem więc uznany za tego głupiego, co miał szczęście. Ale po prawdzie w Białej Podlaskiej zawsze jest szczęście”.

Jacek Korwin

zdjęcia Jacek Korwin, Barbara Korwin

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy