Od 50 lat Biała Podlaska z rowerowym rekordem świata

Od 50 lat Biała Podlaska z rowerowym rekordem świata

Na pierwszej zmianie jadą Andrzej Hryciuk (z przodu) i Andrzej Remesz

Wkrótce minie 50 lat od wyjątkowego w historii Białej Podlaskiej wydarzenia. W połowie czerwca 1974 roku uczennice oraz uczniowie I Liceum Ogólnokształcącego im. J.I. Kraszewskiego ustanowili prędkościowy rekord świata w jeździe dwuosobowym rowerem na dystansie 2000 km, i uzyskany wtedy wynik do dziś nie został pobity. Mieszkańcy Rowerowej Stolicy Polski zasługują zatem na to, aby przed startem do obrony tego tytułu dowiedzieć się o rowerowym sukcesie sprzed pół wieku.

I Liceum Ogólnokształcące im. J.I. Kraszewskiego w Białej Podlaskiej od dawna uważa się za elitarną w regionie szkołę średnią, i co lepsi absolwenci bialskich i położonych w okolicy szkół podstawowych pragną kontynuować w nim naukę. Tak też było na początku lat 70. XX wieku. Wtedy jednak, aby zostać uczniem Kraszewskiego, należało nie tylko zdać egzamin wstępny, lecz przy tym zgromadzić znaczącą ilość punktów. Od 1968 roku najlepsi spośród nich, jeżeli wyrazili taką chęć, trafiali do klasy „a” matematyczno-fizycznej.

Wyjątkowa klasa

Tak w 1972 roku powstała klasa Ia, licząca 37 osób, w tym 16 dziewcząt i 21 chłopców. Wychowawstwo powierzono Józefie Matyńkowskiej, nauczycielce języka polskiego. Szybko przekonała się, że przez cztery lata pracować będzie z grupą wyjątkowych uczniów.

W wymyślonym przez klasę IIa turnieju klas jako pierwsza podjęła wyzwanie klasa IIIa. Na scenie Urszula Trzeciak z IIa, w pierwszym rzędzie (od prawej): Józefa Matyńkowska (wychowawczyni klasy IIa, dyrektor Alfred Ternes i Urszula Demczuk (wychowawczyni IIIa). Za nimi autor niniejszego tekstu oraz jego koleżanki i kolega z klasy IIIa – Nadzieja Jakimczuk i Janusz Sielski (z przodu) oraz Barbara Augustynik i Rita Barczyńska (z tyłu)

– To była niesamowita klasa – wspomina dzisiaj. – Wszyscy ponadprzeciętnie zdolni, inteligentni, żywiołowi, dobrze radzący sobie z tradycyjnym dystansem, oddzielającym uczniów od pokoju nauczycielskiego czy gabinetu dyrektora szkoły, który był zresztą ich nauczycielem matematyki. Szybko wyłoniła się grupa liderów, która ambitnie pociągnęła klasę, bo dobrze rozumieli, że im zaangażowanych jest więcej, tym trudniej obarczać jednostki odpowiedzialnością za potknięcia w kipiącej chęcią działania klasie. Warto bowiem wiedzieć, że wtedy nauka trwała sześć dni w tygodniu, a ponieważ poprzez klasówki, kartkówki i odpytywanie nauczyciele ciągle egzekwowali ich wiedzę, trzeba było sobie jakoś radzić, aby nie zwariować. Na szczęście nauka nie stanowiła dla nich problemu i nie pochłaniała wszystkiego czasu. Ten, jaki pozostawał, poświęcali sposobom, aby oswoić szkołę.

Nietuzinkowe pomysły realizowali z okazji np. Dnia Kobiet, na prima-aprilis, w dniu imienin lub urodzin koleżanek i kolegów. Ponadto wymyślili realizowane z odpowiednią oprawą graficzną – jak afisze i plakietki – święto klasy, obchodzone pod hasłem „Dzisiaj święto IIa (później IIIa, IVa), każdy prezent dla nas ma”, jak też turnieje klas, w których rzuconą przez klasę IIa rękawicę podjęła m.in. klasa IIIa, której uczniem był m.in. autor niniejszego tekstu.

Wiedzieli, że aktywność szkolna popłaca, stąd włączali się w prace samorządu szkolnego, powołali wodniacką drużynę harcerską, uczestniczyli w konkursach, olimpiadach i zawodach sportowych. Mało tego, do organizowania życia towarzyskiego wciągali swoich rodziców, podobnie aktywnych jak ich nastoletnie pociechy.

Pomysł gonił pomysł

Podziękowania nadesłane z Ambasady Wielkiej Brytanii za telegram z życzeniami od klasy IIa dla brytyjskiej księżnej Anny z okazji jej ślubu z Markiem Phillipsem

Szczególnie bogaty w inicjatywy był rok szkolny 1973/74, kiedy byli uczniami klasy IIa. 11 listopada 1973 roku Marek Charytoniuk wpadł na – jak czytamy w klasowej kronice – „księżycowy pomysł” wysłania telegramu do brytyjskiej księżnej Anny z życzeniami z okazji jej ślubu z Markiem Phillipsem. Mimo że klasa nie uczyła się języka angielskiego, wszyscy zrzucili się po 5 zł i zadanie zostało wykonane. Jakież było równo miesiąc później zaskoczenie, kiedy z ambasady Wielkiej Brytanii w Warszawie trafił do liceum list z podziękowaniami.

Wiosną 1974 roku Andrzej Hryciuk i Marek Radzikowski, zainspirowani głośnym w poprzednim roku biciem przez polskich rajdowców Fiatem 125p rekordu prędkości na 25 tys. km, wyszli z inicjatywą realizacji wyzwania, jakie jeszcze chyba nigdy nikomu nawet się nie śniło. Postanowili, że ich klasa ustanowi prędkościowy rekord świata w jeździe dwuosobowym rowerem na dystansie 2000 km. Takie jednoślady o nazwie Duet produkowały  wówczas Zjednoczone Zakłady Rowerowe Romet w Bydgoszczy, i do nich, poprzez Komendę Hufca ZHP w Białej Podlaskiej (w niej działał klasowy harcerski klub wodniacki), zwrócono się z prośbą o przekazanie pojazdu.

Duet od Rometu

Telex nadany z Bialskich Fabryk Mebli (dyrektorem w nich był Józef Siof, ojciec jednej z uczennic klasy IIa), który harcmistrz Romuald Filipiuk, komendant bialskiego hufca ZHP, wysłał 8 maja 1974 roku do dyrektora Rometu, miał następującą treść: „Harcerze hufca w Białej Podlaskiej postanowili pobić rekord szybkości i wytrzymałości roweru typ Duet na 2 tys. km. Prosimy uprzejmie ob. dyrektora o udzielenie w tym zakresie następującej pomocy: – udostępnienie roweru typ Duet, – oddelegowanie mechanika na czas bicia rekordu (około 4 doby). Całej imprezie chcieliśmy nadać akcent reklamowy w radio i telewizji, co niewątpliwie przyniesie korzyść fabryce. Jesteśmy ciekawi, czy już jest ustanowiony tego rodzaju rekord. Z niecierpliwością oczekujemy pozytywnej odpowiedzi. Szczegóły współdziałania ustalimy w czasie późniejszym. Z harcerskim pozdrowieniem – Czuwaj.”

Telex wysłany do zakładów Romet w Bydgoszczy z prośbą o dwuosobowy rower Duet

Na prośbę o Duet zareagowano pozytywnie i 22 maja hm. Romuald Filipiuk przesłał dyrektorowi Rometu podziękowania, a dzień później rower trafił do liceum. Gdy tylko to się stało, honorowe rundy na nim wokół szkolnego boiska wykonali najpierw wychowawczyni Józefa Matyńkowska razem z uczniem Zbigniewem Sawickim, następnie nauczyciele fizyki i chemii, czyli Janusz Jaszczuk oraz Janusz Charytoniuk. Na rower nie omieszkał również usiąść dyrektor Alfred Ternes, który zasugerował, aby ustanawianie rekordu nie było klasowe, a szkolne, dlatego do drużyny włączono uczniów klasy IIIa.

Dwa dni później rowerowy tandem postanowili przetestować Andrzej Hryciuk i gospodarz klasy Andrzej Remesz. Pojechali do Mokran Starych, następnie do Nepli. Dlaczego tam? Otóż klasa na czele z Markiem Litwiniukiem zorganizowała w dniach 25-26 maja, przy współpracy z Bialskimi Fabrykami Mebli, spływ kajakowy, z noclegiem w szkole w Mokranach Starych. Wzięło w nim udział 15 dwuosobowych załóg, w tym wychowawczyni z całą rodziną. „Wypłynęliśmy Krzną, a wróciliśmy Sanem” – zapisano w klasowej kronice, w której słowo San odnosi się do marki autobusu, którym powrócono z Nepli do Białej Podlaskiej.

Dopinanie na ostatni guzik

Kolejne dni poświęcono przygotowaniom do zaplanowanej od 12 czerwca próby bicia na janowskiej szosie rekordu świata, będącej ogromnym – nie tylko pod względem sportowym, ale również organizacyjnym – przedsięwzięciem.

Kluczową rolę powierzono Jerzemu Nerojowi z Powiatowego Ośrodka Sportu, Turystyki i Wypoczynku, który został głównym sędzią. Do współpracy zaproszono ponadto szkołę gastronomiczną i PSS, aby z restauracji Podlasianka dostarczała w termosach posiłki, oraz mleczarnię, by ufundowała masło, ser i mleko. Ta ostatnia wpadła nawet na pomysł, by przy trasie umieścić transparent z hasłem „Jak pijesz bialskie mleko, to pobijesz rekord”. Dużą pomoc okazały także: Komenda Powiatowa Milicji Obywatelskiej oraz jednostka wojskowa (Bohdan Luterek, wujek Marka Charytoniuka i mąż nauczycielki historii Teresy Luterek, był w niej oficerem), dzięki której przy lesie w Ossówce, na rozwidleniu dróg do Konstantynowa i Janowa Podlaskiego, stanęły duże namioty oraz kuchnia polowa, przy obsłudze których cały czas pracowało czterech żołnierzy.

Plakat zapowiadający start próby ustanowienia rekordu świata na 12 czerwca. Jazda zaczęła się dwa dni później

Pewien problem stanowiła jedynie obsługa techniczna roweru, o której wspomniano w cytowanym wyżej telefaxie. Aby dopiąć temat jej przyjazdu, do Bydgoszczy oddelegowano Krzysztofa Skoniecznego. Pojechał Nysą Bialskich Fabryk Mebli. Na miejscu okazało się, że dyrektor, u którego miał gościć, nie ma czasu, i z uczniem Kraszewskiego spotkała się osoba mniej decyzyjna. Ostatecznie nikt z fabryki nie przyjechał, wskutek czego ekipę techniczną tworzył bialski kolarz Stanisław Wojtczuk razem z braćmi. Oni też przygotowali na wzmocnienie rowerzystów tak mocno słodkie do picia mikstury, że – jak wspomina Jan Chaniewicz – niektórzy po nich wymiotowali.

Najważniejszą rolę odegrać jednak musiały pary, zmieniające się po każdym okrążeniu Ossówka – Biała Podlaska – Ossówka, złożone z uczniów klasy IIa oraz IIIa. Na podstawie wydrukowanego wtedy plakatu możemy podać, że drużynę śmiałków tworzyli: Andrzej Hryciuk (komandor próby) i Andrzej Remesz (gospodarz klasy IIa), Marek Litwiniuk i Krzysztof Filipiuk, Krzysztof Skonieczny i Sławomir Gajda, Mirosław Olekszyk i Zbigniew Sawicki, Lech Kowalczuk i Aleksander Radyno oraz Jan Chaniewicz (klasa IIIa) i Stefan Szołucha. Na liście rezerwowych znajdowali się: Marek Radzikowski, Elżbieta Skutnik, Jarosław Płachecki (klasa IIIa), Marek Charytoniuk, Barbara Józefaciuk i Marta Cybulska. Później okazało się, że na rower wsiadali również inni z klasy IIa.

Opóźniony start

10 czerwca informacje o pomyśle bialskich licealistów trafiły do ogółu Polaków. Tego dnia o godzinie 18.10 w popularnej wówczas w programie I radiowej audycji „Muzyka i aktualności” wystąpili Andrzej Hryciuk oraz Marek Radzikowski. Ujawnili, że start próby o nazwie „2000 km Duetem Rometu” nastąpi w środę 12 czerwca. Dodali przy tym m.in., że „Paryż, Kalisz i Biała Podlaska są najpiękniejszymi miastami świata”.

Bicie rekordu w zapowiadanym terminie jednak nie nastąpiło. Gotowi byli zmieniający się jako piloci milicjanci, czyli Henryk Celiński i Piotr Krasa, jednak zawiodła pogoda. Przez całą noc i do środowego południa przetoczyła się nad Białą Podlaską i okolicami deszczowa nawałnica, wskutek czego start odwołano na czas nieokreślony. Ostatecznie zdecydowano, że próba rozpocznie się po południu w piątek 14 czerwca, o czym radio poinformowało w serwisie o godzinie 7.

Start ostry nastąpił w Ciciborze Dużym o godzinie 16. Godzinę wcześniej wszyscy rowerzyści oraz pozostali uczestnicy pojawili się przed miejscem straceń na placu Wolności. Po złożeniu raportu o gotowości do próby ustanowienia rekordu, uroczystego jej otwarcia dokonał Henryk Doroszuk. Następnie przecięto wstęgę, po czym w obecności tłumu mieszkańców miasta przejechano wokół centrum rundę honorową i ulicą 1 Maja (obecnie Janowska) ruszono w kierunku północnym.

Pierwszą zmianę stanowili Andrzeje – Hryciuk i Remesz. Gdy zostali zmienieni, pierwszy powiedział: „Pięknie, ale ciężko”, zaś drugi: „Trudno powiedzieć – średnio, nie na czas, aby zachować siły na trzeci dzień”. W tym czasie pozostali zajęli się urządzaniem obozu w Ossówce, w czym pomocą i fachową radą służył Konstanty Kiryluk, nauczyciel zajęć praktyczno-technicznych, który razem z pełniącymi dyżury rodzicami cały czas opiekował się młodzieżą.

Pęknięta rama

Tymczasem na drugim okrążeniu, w odległości 300 metrów od nawrotu, przy miejscu, gdzie obecnie przebiega bialska obwodnica, miało miejsce zdarzenie, które mogło zastopować tylko co rozpoczętą próbę. W rowerze pękła rama i reprezentanci klasy IIIa Jan Chaniewicz oraz Jarosław Płachecki wylądowali w rowie.

Jan Chaniewicz z pękniętą ramą pierwszego Duetu

– Niedługo po dokonaniu nawrotu powiedziałem do Jarka: Dawaj, naciskamy mocniej! – opowiada uczestniczący w pechowym zdarzeniu Jan Chaniewicz. – Gdy tylko to uczyniliśmy, rama w rowerze pękła, ja z kierownicą poleciałem po asfalcie do przodu, Jarek za mną i obaj po zaliczeniu pobocza wylądowaliśmy w rowie. Pilotujący nas milicjant, widząc krew na obtarciach, zapytał, czy wzywać pogotowie, na co my: W żadnym wypadku! Bo najważniejsza dla nas w tym momencie była jak najszybsza wymiana roweru.

Milicjant szybko więc wsiadł na motocykl i udał się razem z Andrzejem Hryciukiem do mieszkania kierowniczki mieszczącego się przy ulicy Kraszewskiego, ale już zamkniętego sklepu Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska. Ta go otworzyła i wydała nowy egzemplarz dwuosobowego roweru. Najistotniejsze było jednak to, że na wymianie Duetu stracono tylko 45 minut, i próba mogła być po krótkiej przerwie kontynuowana.

Rosnące zmęczenie

Na nocnej zmianie Krzysztof Skonieczny (z tyłu) i Krzysztof Filipiuk

Im dłużej ona jednak trwała, tym bardziej zmęczeni zsiadali z roweru przyszli rekordziści. Z trasy wracali umorusani (zdarzało się, że podczas jazdy spadał łańcuch), spragnieni oraz zmęczeni. I tu „szerokie pole do popisu miały dyżurujące w żywnościowym namiocie dziewczęta. Gdyby nie ofiarna pomoc żołnierzy, Jadzia Szyc, Boguśka Pyszko, Marta Łapiuk z pomagającymi przez dwa dni koleżankami Elą i Krysią (uczennicami szkoły gastronomicznej) oraz bardzo nielicznymi koleżankami z naszej klasy, nie podołałyby ciągle wzrastającym obowiązkom kuchni” – czytamy w klasowej kronice.

Z upływem czasu rosła również liczba urazów i kontuzji. Ponieważ żadna z jeżdżących osób nie posiadała kolarskich spodenek, to niemal każda miała obtarte wewnętrzne części ud. Po spowodowanym pęknięciem ramy i opisanym wcześniej upadku Jana Chaniewicza z Jarosławem Płacheckim, wywrotkę zaliczyli także Andrzej Remesz z Andrzejem Hryciukiem. Obaj rozpędzili się tak mocno, że uderzyli w pilotujący ich przez cały czas milicyjny motocykl, który w pewnym momencie zwolnił przed kałużą powstałą po świeżo spadłym deszczu. Cała trójka runęła do niej, by za chwilę kontynuować jazdę.

Z rady prosto na biwak

– Pamiętam, że 15 czerwca odbywało się posiedzenie rady pedagogicznej, poświęcone rocznej klasyfikacji – wspomina wychowawczyni klasy Józefa Matyńkowska. – Oczywiście musiałam w nim uczestniczyć, podobnie jak odbywać normalne obowiązki lekcyjne. Posiedzenie zakończyło się około godziny 22, ale dyrektor Alfred Ternes zaproponował, abyśmy podjechali do Ossówki, gdzie mieściła się biwakowa baza. Kilku nauczycieli wybrało się razem z nami i wszyscy zobaczyli, jak mimo później pory wszystko tętni życiem, gra muzyka, funkcjonuje kuchnia. Wyglądało, że nikt nie śpi, zespoły jeżdżą i wymieniają się, i tak non stop. Ale dostrzec już można było duże zmęczenie i drobne kontuzje, przede wszystkim bolesne otarcia ud, bo każdy jeździł w tym, co miał. Po moim powrocie do domu, mąż pojechał więc do Ossówki z fachową pomocą.

Wspomniany przez nauczycielkę mąż to Marian Matyńkowski, znany w Białej Podlaskiej lekarz, który w związku z tym, że druga połowa czerwca to był gorący okres w liceum – koniec matur, klasyfikacja, podsumowanie rocznej pracy – przejął od niej część obowiązków organizacyjnych przy biciu rekordu. Nikogo to nie zdziwiło, bo zawsze gorąco wspierał on każdą aktywność sportową młodzieży, przekonany, że to dobra szkoła charakterów. Poza tym razem z Krystyną Trzeciak, mamą jednej z uczennic – Urszuli, kompleksowo zajął się opieką medyczną.

O dawnym harcerstwie opowiada przy ognisku Franciszek Ujma. Obok niego siedzi Marek Światłowski

Drugiej nocy do jazdy włączyły się klasowe dziewczęta. Jako pierwsza ruszyła – z Markiem Radzikowskim – Grażyna Siof, i oboje również poczuli twardość asfaltu. Stracili równowagę w momencie wymijania z nadjeżdżającą z naprzeciwka dużą ciężarówką. Upadek z Jarosławem Płacheckim zaliczyła także Elżbieta Skutnik. Nie dość, że wcześniej spadł im łańcuch, to do strefy zmian obok biwaku w Ossówce Elżbieta dotarła z otartymi kolanami, a Jarek ze stłuczoną ręką. Cało swoje damsko-męskie zmiany zakończyli jedynie Barbara Józefaciuk z Andrzejem Wądołowskim oraz Urszula Trzeciak z Markiem Radzikowskim.

Ognisko i mecz z Argentyną

W trakcie bicia rekordu nie zapomniano o części kulturalnej wydarzenia, przy palącym się dzięki żołnierzom z bialskiej jednostki ognisku. Franciszek Ujma, były komendant wielu obozów harcerskich, opowiedział zebranym, wśród których nie zabrakło też zuchów z Ossówki i Hruda, o przygodach związanych z wieloletnią pracą w harcerstwie. Towarzyszył mu Marek Światłowski, późniejszy wieloletni prezes Koła Bialczan. Część artystyczną zapewniły wiejskie zuchy oraz sami uczestnicy próby.

A że w czasie bicia rekordu trwały w Republice Federalnej Niemiec mistrzostwa świata w piłce nożnej, w których po 36-letniej przerwie uczestniczyła reprezentacja Polski pod wodzą trenera Kazimierza Górskiego, część rowerzystów postanowiła obejrzeć pierwszy mecz biało-czerwonych z Argentyną. W sobotni wieczór 15 czerwca ci, co mogli, udali się do mieszkającej przy ulicy 1 Maja koleżanki Marty Cybulskiej, i po dwóch godzinach wracali uradowani zwycięstwem 3:2.

Rekord: 29,96 km/godzinę!

Uradowani uczestnicy w Ossówce po zakończeniu jazdy trwającej 66 godzin 45 minut i 26 sekund

Na pokonanie pierwszych 500 km rowerzyści z Kraszewskiego potrzebowali 17 godzin i 10 minut. Dało to obliczoną przez sędziego głównego Jerzego Neroja wysoką średnią prędkość – 29,126 km/godz. Kiedy zaś w poniedziałek 17 czerwca o godzinie 10.45 linię mety przejechała ostatnia para, czyli Zbigniew Sawicki i Stefan Szołucha (otrzymali za to wiązanki polnych kwiatów) i wyłączono stoper, okazało się, że na ustanowienie Duetem rekordu świata młodzież z klas IIa i IIIa I Liceum Ogólnokształcącego im. J.I. Kraszewskiego w Białej Podlaskiej potrzebowała 66 godzin 45 minut i 26 sekund.

Od blisko 50 lat średnia prędkość pokonania non stop rowerowym tandemem trasy o długości 2000 km wynosi więc 29,96 km/godz., i do dzisiaj rekord ten nie został pobity. Kilka lat później próbowali tego dokonać studenci z gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego, lecz im się nie udało.

Warto jeszcze dodać, że największą prędkość, bo 36 km/godz., wykręcili na jednej ze swoich zmian Andrzej Remesz i Andrzej Hryciuk. Dla porównania, w tamtych czasach nasz słynny kolarz Ryszard Szurkowski jeździł na wyścigowym rowerze ze średnią prędkością około 42 km/godz.

Dyskoteka zamiast Dziennika TV

Na mecie Zbigniew Sawicki (z przodu) i Stefan Szołucha otrzymali wiązanki polnych kwiatów

Na finiszującą jako ostatnia parę czekało duże grono kibiców. Najliczniej stawili się uczniowie oraz grono nauczycielskie z I LO oraz – co zrozumiałe – wszyscy uczestnicy biwaku. Obecni również byli: młodzież z II LO im. E. Plater, przedstawiciele bialskiej Komendy Hufca ZHP, rodzice oraz znajomi uczestników. W ich imieniu gratulacje złożył Romuald Galiński, po czym na cześć rekordzistów zagrały pokrywki, miski, łyżki i rozmaite inne hałasujące przedmioty.

Kolejne godziny upłynęły na wypoczynku, słuchaniu muzyki z magnetofonu i oczekiwaniu na główne wydanie Dziennika TV, z którego cała Polska miała się dowiedzieć o rekordzie bialskich licealistów. Odbieranie sygnału telewizyjnego było możliwe dzięki wspomnianym już żołnierzom, którzy zainstalowali antenę oraz przez kilka dni dostarczali z przywiezionego przez siebie agregatu energię elektryczną, konieczną m.in. do oświetlenia obozowiska.

Razem z uczniami cieszą się m.in. (od prawej): klasowa koleżanka Marta Cybulska, wychowawczyni Józefa Matyńkowska, Romuald Galiński (w krawacie) i jeden z pomysłodawców przedsięwzięcia Marek Radzikowski (w wodniackim stroju harcerskim)

Gdy w głównym Dzienniku nie padło o rekordzie ani jedno słowo (solidniejsze było Polskie Radio, które w II programie podawało bieżące informacje z trasy, a o udanym zakończeniu próby poinformowało godzinę później), uczestnicy urządzili dyskotekę i… nie obejrzeli wzmianki o ich wyczynie w trzecim wydaniu Dziennika.

Feta na placu Wolności

O sportowych i wizerunkowych bohaterach nie zapomniały władze miasta. Dzień po ustanowieniu rekordu, a więc 18 czerwca o godzinie 17 plac Wolności wypełnił się setkami mieszkańców, którzy gromkimi brawami witali uczestników próby, wjeżdżających od strony słynnego zegara, obok kawiarni Maleńka do okolic miejsca straceń. Na czele Duetem pedałowali: Jan Chaniewicz, który przejechał w sumie najwięcej kilometrów, oraz Krzysztof Filipiuk. Za nimi na pojedynczych składakach podążali pozostali rekordziści.

Uroczysty wjazd na plac Wolności. Na pierwszym planie (od lewej): Jan Chaniewicz, Krzysztof Filipiuk, Marek Radzikowski i Andrzej Hryciuk

Po złożeniu przez Marka Radzikowskiego harcerskiego meldunku komendantowi bialskiego hufca Romualdowi Filipiukowi, każdy z rowerzystów otrzymał od prezydenta Białej Podlaskiej Piotra Demczuka okolicznościowy dyplom, a od Komendy Chorągwi ZHP w Lublinie – jak podała wojewódzka gazeta „Sztandar Ludu” – bon towarowy WSS. Dodatkowo bialskie zakłady pracy ufundowały uczestnikom, organizatorom i opiekunom poczęstunek w kawiarni Agatka, na który składały się ciastka, napoje i lody.

– Cała szkoła im zazdrościła, że sami muszą siedzieć w klasach, a oni radośnie biwakują. Jednak trzeba wyraźnie stwierdzić – ten wyczyn wymagał wiele sił, hartu ducha, dużej odwagi, uporu i wytrzymałości 16-latków. Przecież to przede wszystkim byli zwykli chłopcy, którzy umieli jeździć na rowerze i uprzednio trochę potrenowali – dodaje wychowawczyni Józefa Matyńkowska.

– Do ustanawiania rekordu przygotowywaliśmy się około dwóch tygodni – wspomina z kolei Lech Kowalczuk. – Wysiłek na trasie był jednak na tyle duży, że choć w pewnym momencie wspierały nas klasowe koleżanki, to jeżdżących systematycznie ubywało i ostatniego dnia na rower wsiadały już tylko trzy pary. Na koniec dodam, że po zakończeniu próby przez kilka dni chodziłem jak kowboj po zejściu z konia.

Wyjątkowi uczniowie

O ustanowieniu rekordu informuje zebranych na placu Wolności sędzia główny Jerzy Neroj. Po jego prawej stronie stoi hm. Romuald Filipiuk

Wspomnienia z wydarzenia sprzed pół wieku wracają przy okazji organizowanych co kilka lat klasowych spotkań. Ostatnie odbyło się we wrześniu ubiegłego roku, podczas którego obejrzano przygotowaną przez Lecha Kowalczuka 10-minutową cyfrową wersję filmu, nakręconego przez Andrzeja Odyńca z klasy IIIa na celuloidowej taśmie podczas bicia rekordu świata. – Wtedy też, jak i za każdym razem wcześniej, moi wychowankowie przywołują swój autorski zaśpiew: „Imperium, gdy powstanie, to tylko z IIa! (później było IIIa i IVa)” – informuje emerytowana profesor Józefa Matyńkowska, w latach 1980-1989 – uwaga – posłanka na Sejm.

Wyjątkową klasę musieli tworzyć wyjątkowi uczniowie. I wystarczy prześledzić losy niektórych z nich, by się o tym przekonać. Marek Radzikowski już w latach 80. XX wieku był w Białej Podlaskiej przedsiębiorcą, a po pierwszych demokratycznych wyborach do samorządu w 1990 roku, został przewodniczącym Rady Miasta. Andrzej Hryciuk mieszka w Szwajcarii i jest lekarzem stomatologiem specjalizującym się we wszczepianiu implantów. Andrzej Remesz przez wiele lat zarządzał cenioną na międzynarodowym rynku odzieżowym międzyrzecką firmą Ipaco. Marek Charytoniuk był członkiem zarządu bialskiego Banku Spółdzielczego, a Krzysztof Skonieczny – wiceprezesem bialskiej Spółdzielni Inwalidów Elremet.

Prezydent Białej Podlaskiej Piotr Demczuk wręcza Andrzejowi Hryciukowi dyplom za ustanowienie rekordu świata

Lech Kowalczuk to ceniony w mieście adwokat, Krzysztof Filipiuk jest w Elblągu lekarzem o specjalności chirurg-onkolog, a Jarosław Łepecki od lat prezesuje nie tylko spółce Dombud, ale także Bialskopodlaskiej Izbie Gospodarczej. Nie można też zapomnieć o Marcie Cybulskiej-Demczuk, która po ukończeniu matematyczno-fizycznej klasy została… polonistką, i przez kilka lat była dyrektorką Szkoły Podstawowej nr 3 w Białej Podlaskiej, a w niedawno zakończonej kadencji także miejską radną. Niestety, pięcioro rekordzistów już nie żyje: Urszula Trzeciak, Sławomir Gajda, Stefan Szołucha oraz wspomniani wyżej Marek Radzikowski i Marek Charytoniuk.

A może obecni miłośnicy dwóch kółek, wykręcający od dwóch lat w czerwcu dla Białej Podlaskiej tytuł Rowerowej Stolicy Polski, pokuszą się o pobicie rekordu? Oczywiście, bez konieczności wpisania go do słynnej Księgi Rekordów Guinnessa, bo taka ewentualność, jak sprawdzono, wiąże się obecnie z kosztem w wysokości 70 tys. zł.

Roman Laszuk

Zdjęcia z kroniki klasowej, z archiwum uczestników udanej próby ustanowienia rekordu świata oraz kadry z filmu

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy