Nie każdy poradzi sobie z hejtem

Nie każdy poradzi sobie z hejtem

Z Jakubem Jańczukiem, psychologiem penitencjarnym, właścicielem firmy "Masz to w sobie", o przyczynach i skutkach hejtu rozmawia Justyna Dragan.

Czym jest hejt?

– Myślę, że aby zdefiniować to słowo należy sięgnąć do tego, jak ewolucja ukształtowała człowieka. Jako społeczeństwo, tak rozrośnięte, funkcjonujemy od około 300-400 lat. Wcześniej panowały warunki głównie plemienne. Genetycznie jesteśmy zaprogramowani na konflikty ze sobą, żeby przeżyć. Dostrzeganie tego, że "oni są inni", a "my jesteśmy tacy", jest totalnie wbudowane w nasz genotyp i rozwija się. Na chwilę obecną, po tym, jak rozwinęliśmy społeczeństwo, idee oświecenia, i na tym postawiliśmy demokrację z trójpodziałem władzy, to wcale nie opanowaliśmy naszych wewnętrznych impulsów, które każą nam się konfliktować. Stąd m.in. mamy nadal wojny.

Wracając do funkcjonowania plemiennego. Nieważne, czy jest to grupa zawodowa, czy klasa w szkole, gdy ludzie nie wiedzą, że występuje w nas dynamizm funkcjonowania poznawczego. W naturalny sposób dążymy do pokazywania siebie jako lepszych od tamtych, a tamtych przedstawiania w negatywnym świetle. Przy czym funkcjonowanie poznawcze ukształtowane w ten sposób ukierunkowane jest na ignorowanie ogromnej ilości informacji.

I tu dochodzimy do jednostki. Jeśli człowiek nie ma nawyku rozszerzania swoich schematów poznawczych (nie ogląda, nie czyta, nie słucha muzyki) i jego rozwój intelektualny zatrzymał się na 15. roku życia, nadal myśli, ale jego myślenie na charakter schematyczny.

Schematy nie dopuszczają istnienia innej rzeczywistości niż ta, którą ukształtowali sobie ludzie z ograniczonym postrzeganiem świata?

– Jeśli osoby te posiadają pewien ogląd na świat, bronią go, bo są utwierdzone, że tak jest. Gdy do takiego człowieka dochodzą informacje będące w całkowitej sprzeczności z jego oglądem na świat, w naturalny sposób broni on już ukształtowanego poglądu. Jeżeli staramy się przekonać tę osobę, przekazując konkretne argumenty, to przeżywa ona realne cierpienie, bo burzymy jej światopogląd. Mamy zatem ludzi, którzy są w dużej mierze niedojrzali.

Co innego osoby, które mają świadomość tego, że trzeba rozszerzać schematy. Inteligencja w społeczeństwie wygląda następująco: około 24 proc. to osoby upośledzone umysłowo z zaburzeniami poznawczymi. W tym około 10 proc. osób upośledzonych w sposób umiarkowany, a w sposób znaczny i głęboki – około 6 proc. Umysł tych ludzi nie działa na abstrakcjach, one są trudne. Mamy też normę, liczącą około 52 proc. społeczeństwa. Nie są to osoby wybitne, ale przeciętne. Ludzie ci rozumieją pewne kwestie, posiadają pewien zasób informacji, przy czym jest to związane ze stymulacją informacyjną. Kolejne 24 proc. to osoby ponadprzeciętne i genialne, dostrzegające pewne kwestie.

Jeżeli osobom będącym poniżej normy dajemy narzędzia do tego, by były częścią zbiorowości, to im to wystarcza. Człowiek, gdy jest osamotniony, próbuje za wszelką cenę przylgnąć do czegoś, co daje sens jego istnieniu. U ludzi, których rozwój intelektualny został zatrzymany, przestały czytać i oglądać, następuje przyjmowanie gotowych schematów, stereotypowe myślenie narzucone przez ich autorytety. Gdy te autorytety moralne zaczynają wskazywać jedyną słuszną wizję, może dojść do dehumanizacji. Ostatnio kiedy dochodziło do dehumanizacji, ludzie budowali obozy koncentracyjne.

Cały wywiad dostępny w papierowym i cyfrowym wydaniu tygodnika "Podlasiak" nr 35 od 27 sierpnia

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy