Nasze felietony: Własny punkt widzenia (34). Kolejowa dywersja, czyli wszystkie drogi prowadzą do Brukseli...

Nasze felietony: Własny punkt widzenia (34). Kolejowa dywersja, czyli wszystkie drogi prowadzą do Brukseli...

Kiedyś było jakoś inaczej!

Kto to sprawił, albo co to sprawiło, że ludzie, którzy przez lata byli kumplami, żeby nie powiedzieć przyjaciółmi, w wyniku transformacji ustrojowej i zmian polityczno-gospodarczych zaczęli mówić innymi językami, z wolna przestawali się rozumieć, aż na koniec przestali ze sobą rozmawiać! Polska to jakaś nowożytna Wieża Babel, wyzwanie dla Wszechmogącego, któremu najwyraźniej nie spodobała się nowa ideologia i marsz Polski ku Zachodowi.

Jest takie sentymentalne powiedzenie – „Kiedyś było jakoś fajniej”. Nie wiemy, czy tak naprawdę było, czy tylko idealizujemy i tęsknimy za przeszłością, za czasami, kiedy byliśmy młodsi i na świat patrzyliśmy przez nieco inne okulary. Kiedyś mieliśmy niewiele, komuniści byli inną kastą, z którą nikt przyzwoity nie zadawał się na stopie towarzyskiej, a poza tym dla wszystkich drzwi były otwarte. Różnic politycznych jako takich nie było, bo nie było o co kopii kruszyć, dlatego atmosfera spotkań towarzyskich przepełniona była wzajemną sympatią, tolerancją i tęsknotą za lepszą przyszłością.

I doczekaliśmy się, i mamy za swoje! Zachciało się Wałęsie walczyć z komuną, na dodatek skutecznie! I do czego to doprowadziło?! Krótkotrwała solidarność to wszystko, na co było nas stać, a później było już tylko gorzej. Ci, którzy ramię w ramię szli przeciwko wspólnemu wrogowi, nie wiedzieć z jakiej przyczyny stali się najzajadlejszymi wrogami. Cwaniactwo, od prawej do lewej strony sceny politycznej, rozpanoszyło się na szczeblach władzy, a w imię wyższych racji, wykorzystując sentymenty i resentymenty obywateli, zaczęło tworzyć nowe partie i ideologie, na obraz i podobieństwo własnych ambicji, dla których interes narodowy stał się hasłem do celu, nie zaś autotelicznym celem.

Pogłębiające się różnice ideologiczne i chore ambicje jednostek, doprowadziły do polaryzacji społeczeństwa, które stało się narzędziem w rękach quasi-mężów opatrzności. Aż dziw, co stało się z nami wszystkimi, kiedy zatraciliśmy umiejętność logicznego i krytycznego myślenia. Doprowadziła do tego pokrętna retoryka partyjnych przywódców, za którą stoją zaufani aparatczycy, hieny bez zasad i moralnego kręgosłupa, szerzący ją jako panaceum na wszystkie narodowe bolączki.

Gdzie leży granica nienawiści, pogardy, cynizmu, nietolerancji, obłudy i głupoty? Nasz kraj pogrąża się w chaosie polityczno-prawnym i znikąd ratunku. Wszelkie próby naprawy Rzeczypospolitej torpedowane są przez „malkontentów”, bez względu na konsekwencje dla kraju. Zacietrzewienie jest tak wielkie, że nie dostrzegamy wroga, który nas metodycznie rozgrywa, bez jednego wystrzału. Kiedy wyłuszczam swoje racje, zderzam się ze ścianą niezrozumienia – kiedyś było jakoś inaczej!

PS Kiedyś to i piwo inaczej smakowało!

 

Papuga i paw

11 listopada, Narodowe Święto Niepodległości, w domyśle odzyskania niepodległości. Za komuny to święto nie było obchodzone z taką pompą jak teraz, bowiem było raczej niewygodne dla partii rządzącej, i tylko historia upominała się o pamięć o nim. Po transformacji ustrojowej z 1989 roku nastąpił przełom, i już głośniej można było mówić o sprawcach i przyczynach rozbiorów, ale nikt nie spodziewał się, że celebra pójdzie w tym kierunku.

Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że po bez mała czterdziestu latach wolnej Polski, prawo do świętowania będą miały tylko wybrane grupy, o określonych poglądach politycznych i przynależności partyjnej, a pozostali mogą jedynie grać role statystów, niegodni miana patriotów. Brednie, jakie wygadywał Kaczyński o Polsce i Polakach, sic – „Patrioci to ludzie moralnie wyżej rozwinięci, są wyższą częścią społeczeństwa” – były niczym w porównaniu ze słowami Batyra, człowieka, który historykiem jest li tylko z nazwy, a prezydentem lichym, człowieka, który nie dorósł do roli, jaką przyszło mu pełnić.

Jeszcze raz powrócę do nazwy narodowego święta – Święto Odzyskania Niepodległości. Czyli był moment, że tej niepodległości nie mieliśmy. Kto jej nas pozbawił? Ano państwa ościenne, podkreślić jednako należy, że: Austro-Węgry nie istnieją, Niemcy razem z nami w jednym bloku antyrosyjskim i tylko Kreml nie zmienił swoich zapatrywań względem naszej tożsamości i przyszłości, o przeszłości nie wspomnę. Pleść dyrdymały o zagrożeniu ze strony: Ukrainy, Niemiec, Brukseli i unijnego prawa, to szczyt głupoty, nieodpowiedzialności i braku elementarnej wiedzy o obecnej sytuacji geopolitycznej.

Kilkunastominutowe przemówienie, którego osią porozumienia między demagogiem a pospólstwem była niedbale zawoalowana ksenofobia, izolacjonizm i nienawiść do unijnych wartości, sprawiało wrażenie przemyślanej populistycznej paplaniny ukierunkowanej na ksenofobię, narodowy szowinizm i zmianę dotychczasowej polityki międzynarodowej. W chwili, kiedy za naszą wschodnią granicą toczy się pełnoskalowa wojna, a w sieci – hybrydowa i kognitywna, prezydent ani przez chwilę nie zająknął się, skąd płynie prawdziwe zagrożenie i gdzie jego źródło, ale miał czelność powoływać się na obrońców polskości z czasów I wojny światowej oraz wojny 1920 roku.

Nie wiem, czy ten człowiek padł ofiarą dezinformacji, czy są jakieś inne ukryte powody, dla których propaguje politykę antyunijną, ignorując rzeczywiste zagrożenie, ale kierunek nienawistnych działań jest sprzeczny z polską racją stanu. Przytoczenie słów wieszcza – „Polska papugą i pawiem Europy” – było o tyle niefortunne, że uderzało w spolaryzowane społeczeństwo po obu stronach barykady. Kto mianowicie miał być adresatem tych słów? Jedna część społeczeństwa, jak ta papuga, bezrefleksyjnie implementuje na rodzimy grunt obce nam kulturowo wzorce, zapominając o tożsamości narodowej. Zaś druga, trochę opacznie rozumująca postawę pawia, pyszni się swoim pięknem i wielkością, nawiązując do sarmackich tradycji, a w rzeczywistości jest tylko fasadą, słabą i uległą istotą, pozbawioną oręża.

W tym momencie należałoby zadać sobie pytanie: jacy naprawdę jesteśmy, a jacy być powinniśmy? Ta obrazowa dziewiętnastowieczna metafora Juliusza Słowackiego była wołaniem o opamiętanie, ale to był głos wołającego na puszczy (pustyni). Mieliśmy już być drugą Japonią, później drugą Irlandią, a czy po prostu nie możemy być Trzecią Rzeczpospolitą? „Historia magistra vitae est” („Historia jest nauczycielką życia”), ale gdzie tam! „Nową przypowieść Polak sobie kupi…”.

 

Woda na młyn

Dwie próby wykolejenia pociągów, i pada słowo dywersja, zdarzenie niespotykane w kraju od 1945 roku. Kto mógł się tego dopuścić? – zadajemy sobie pytanie. Można spekulować, ale wszystkie drogi prowadzą do Brukseli… I nie dziwota, wszak to ona, wespół z Niemcami, jest naszym głównym wrogiem. To Zachodowi zależy, żeby sparaliżować kraj, wywołać panikę i efekt mrożący, bo któż inny mógłby na tym skorzystać, jak nie UE, a zwłaszcza Berlin.

Czemu wysnuwam podejrzenia w tym kierunku? – zapytacie. Ano jest to pokłosie ostatnich wystąpień polityków z prawej strony sceny politycznej. To oni otworzyli mi oczy i wyznaczyli kierunek zagrożenia. Trafna diagnoza to klucz do sukcesu, a skoro blisko połowa społeczeństwa zgadza się z działaniami prawicy, znaczy to, że kurs jest właściwy. Za moją hipotezą przemawia również umiejscowienie incydentów na wschodzie kraju, daleko od własnych siedzib, a wszystko to dla zmylenia przeciwnika i rzucenie podejrzeń na przyjazny, ościenny kraj. Gdyby te akty sabotażu zdarzyły się na zachodzie Polski – o, to co innego. Wtedy nieśmiało można by pokusić się o sugestie, że to Rosja maczała w tym palce. A tak, sprawa jest niemal oczywista.

Nikt wszak nie zaprzeczy, że służby moskiewskie są wysoce wyspecjalizowane w aktach sabotażu i dywersji, a przede wszystkim w wojnie hybrydowej, dezinformacji i zacierania śladów. Dlatego z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyznać, że źródło wrogich działań leży na Zachodzie. Skoro logika i fakty przemówiły, a z faktami się nie dyskutuje, oddać należy „cesarzowi, co cesarskie” i przyznać, że Batyr wraz ze swoimi akolitami dobrze umiejscowił źródło zagrożenia dla kraju. Dlatego dołożyć należy wszelkich starań, aby zmienić mentalność euroentuzjastów, tych pseudopatriotów, ludzi stojących na niższym poziomie moralnym, i zjednoczyć siły przeciw prawdziwemu, a nie urojonemu wrogowi!

PS „Divide et impera” – dziel i rządź.

Teraz, w niektórych kręgach, zwłaszcza rządzących, znacznie wzrośnie nienawistna narracja względem Putina, a to „woda na młyn odwetowców z Bon”. Niemiaszki już zacierają ręce, a na Kremlu piją szampana.

 

Moratorium na polaryzację

Kto wie, czy dwie nieudane próby wysadzenia torów kolejowych to nie zrządzenie opatrzności… Na szczęście nikomu nic się nie stało, a mogło dojść do ogromnej tragedii. Wraz z upływu czasu i gromadzeniem nowych dowodów dywersji, służby nabierają coraz większego przekonania co do sprawców, lubo może inspiratorów owych terrorystycznych działań.

Na hasło „dywersja” wzrok wszystkich obywateli, bez wyjątku, automatycznie kieruje się na wschód. Każdy podświadomie wie, że zagrożenie przyszło stamtąd. Co prawda zdarzają się jeszcze idioci, którzy uparcie twierdzą, że to sprawka Ukraińców, że to ich prowokacja, mająca na celu wciągnięcia Polski do bezpośredniego udziału w wojnie, ale tych na szczęście jest coraz mniej, albo się pucują, czekając na rozwój sytuacji. Moskale z pewnością nie omieszkają wykorzystać tej sytuacji do ukręcenia własnych lodów, poprzez nakręcanie spirali nienawiści wobec Ukraińców, preparując dowody i zamieszczając stosowne dezinformacje w mass mediach.

Paradoksalnie, wbrew oczekiwaniom inicjatorów zamachów, działanie takie powinny odnieść odwrotny skutek do zamierzonego, i skonsolidować społeczeństwo wokół jedynego realnego wroga, z jakim musi się mierzyć Polska. Dzisiaj cała prawica skanduje jednym głosem: rząd zrobił zbyt mało dla zwiększenia bezpieczeństwa państwa! Więc ja pytam się – przed kim miał zintensyfikować działania? W przeciwieństwie do rządu, prawica nie widziała realnego zagrożenia płynącego ze wschodu. To raczej z innego kierunku spodziewała się uderzenia, przestrzegając obywateli. Tymczasem cały misterny plan wziął w łeb i pomieszał szyki krzykaczom.

Prezydent już dawno zajął stanowisko w tym względzie. Jak więc ma wyglądać współpraca miedzy małym a dużym pałacem, w obliczu zaistniałych faktów? Czy prezydent zweryfikuje swoje poglądy, czy wystąpi z propozycją moratorium na walki plemienne w polityce obronnej kraju, i nakłoni zwaśnione strony do zwarcia szeregów na rzecz bezpieczeństwa państwa. Czy może dalej będzie szedł w zaparte i szukał wroga pośród sojuszników? Bezpieczeństwo kraju nie ma partyjnych barw, a Polska to nie postaw czerwonego sukna… Polska ma barwy biało-czerwone, dla wszystkich wystarczy!

 

„…, a głupiemu radość”

Kto by pomyślał, że przyjdzie czas, kiedy zatęsknię za duopolem? Ścieranie się poglądów to zjawisko naturalne i powszechnie spotykane w polityce, które w szczególnych sytuacjach może być bardzo konstruktywne, ale może też być niebezpieczne i destrukcyjne, bo jak to mówią – „jeden lubi gruszki, drugi pietruszki”, a trzeci jak mu nogi śmierdzą. I właśnie o ten trzeci przypadek mi się rozchodzi.

Każdy ma prawo do wyrażania własnego zdania, do wyznawania własnych poglądów, bo to demokracja jest. Ale kiedy ktoś mówi, że on lubi jak mu nogi śmierdzą, ignorując odczucia innych, sytuacja staje się drażliwa. Relatywizm poznawczy, gdzie prawda i wiedza są względne i zależą od osobowości jednostki, to pogląd bardzo kontrowersyjny, a nawet niebezpieczny, którego konsekwencje mogą być łatwe do przewidzenia. Tę oczywistą wiedzę służby Putina opanowały w stopniu najwyższym, czego najlepszym przykładem jest wojna kognitywna, prowadzona przez Moskwę wobec naszego kraju.

Zmęczenie społeczeństwa duopolem poskutkowało powstaniem nowej siły politycznej, której przywódcy, a później członkowie i zwolennicy, zachłysnęli się wizją państwa nacjonalistycznego, skonstruowanego na wzorcach wschodnich. Za pomocą sprawdzonych mechanizmów socjotechnicznych, nowo powstała partia zdobyła rzesze zwolenników tejże idei, o tyle niebezpiecznych, bo głuchych na argumenty sprzeczne z polską racją stanu. Niedawne ataki dywersyjne na infrastrukturę kolejową naszego kraju, wbrew faktom i zdrowemu rozsądkowi, nie stanowią asumptu do weryfikacji poglądów i refleksji nad sytuacją geopolityczną i przyszłością Polski, lecz zgodnie z oczekiwaniami zleceniodawców, pogłębiają podziały i chaos wokół bezpieczeństwa państwa.

Wypowiedzi prawicowych liderów na temat ostatnich wydarzeń świadczą niezbicie, że Moskwa osiągnęła zamierzony cel, mimo że bezpośrednie działania spaliły na panewce. Brak zdecydowanej reakcji wobec wrogich działań Putina i ich relatywizowanie, niezbicie świadczy o głupocie i złych intencjach nacjonalistów Stawianie znaku równości między Rosją i innymi państwami, sic – „ja nie wiem, kto to zrobił, wiele wskazuje na Rosję, ale to równie dobrze mogły być Węgry, Słowacja, Ukraina czy jakieś inne państwo, dowodów nie ma” – to wyraźny znak, że wróg dopiął swego. Takie nieodpowiedzialne komentarze to mieszanie w głowach zwolennikom narodowców, którym wystarczy cień pomówienia, aby skierowali nienawiść w niewłaściwym kierunku, a głupiemu radość!

Waldemar Golanko

 

Zobacz też poprzedni odcinek felietonów pana Waldemara:

Nasze felietony: Własny punkt widzenia (33). O marnowaniu leków przez zdrowego człowieka, czyli każdy kij ma dwa końce

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy