Nasze felietony: Własny punkt widzenia (23). Ping pong remedium na zamach stanu

Nie ma tego złego…
„Jam jest częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni”. Cały świat zastanawiał się, jaki wpływ na globalną politykę będzie miała zmiana zasiadającego w fotelu prezydenta Stanów Zjednoczonych. Inauguracyjne przemówienie Donalda Trumpa, pełne zwrotów akcji i zaskakujących deklaracji, mogło przyprawić o zawrót głowy i ciarki na skórze. American First, jako myśl przewodnia rozpoczynającej się kadencji, dla wyborców Trumpa to balsam na ich uszy, dla całego świata zaś ostrzeżenie i duża niewiadoma.
Inwazyjna polityka Rosji oraz Chin to wystarczający powód do obaw o przyszłość świata, wobec których zachodnia demokracja winna zewrzeć szyki i mówić jednym głosem. Tymczasem rozdźwięk, jaki powstał między USA a UE na tle obronności i gospodarki, stał się zarzewiem dyskusji w politycznych kołach zainteresowanych stron. Strasburskie wystąpienie Donalda Tuska, inaugurujące Polską prezydencję w Unii Europejskiej, stało się przełomowe i rzuciło nowe światło na jej obecny stan i przyszłą geopolitykę: obronną, klimatyczną oraz gospodarczą. Ideały, jakie przyświecały Unii, stały się jej kotwicą, która najpierw spowolniła jej rozwój, później zatrzymała, aż na koniec uwsteczniła. Bowiem, jak śpiewała Budka Suflera „do tanga trzeba dwojga”, solo to można co najwyżej monolog wygłosić. Jeżeli Rosja, Chiny, Stany nie dostrzegają globalnego problemu ocieplania się klimatu, to cóż MY UNICI, odosobnieni w ratowaniu Ziemi, możemy na to poradzić?
Światowa energetyka to dźwignia postępu. O tym każdy wie, ale to ona jest głównym czynnikiem wpływającym na degradację środowiska. Paliwa kopalne, a nie zielony ład jest przyszłością ludzkości. Ciekawe tylko, na jak długo? Przykład Europy na nic się zdał, dlatego należy powziąć kroki, aby zapobiec marginalizacji Starego Kontynentu i wziąć się do roboty. Własna strategia obronna, gospodarcza oraz imigracyjna, to wyzwania na najbliższe lata.
Dlaczego to stara Europa ma być zbawcą świata, kosztem swoich obywateli? Niech inni też poczują brzemię odpowiedzialności za jego losy i poniosą konsekwencje krótkowzrocznych działań. I w przeciwieństwie do nacjonalistów, rasistów, nazistów, ksenofobów i innych „oszołomów”, tylko zjednoczona Europa wyjdzie zwycięsko z narzucanej jej przez znak czasu polityki izolacjonizmu i pseudosuwerenności! Europa First! – „a po nas choćby potop”!
Tak trzymać
Jak można nie mieć wyczucia chwili i reagować tak długo po fakcie? Czy trzeba było przespać się z tematem, aby wyciągnąć właściwe wnioski? Jakiś klecha na spotkaniu z Nowogrodzkim – kandydatem na prezydenta – czy to opętany, czy zagubiony w meandrach polityki, wypowiedział słowa, które jemu szkody jako takiej nie czynią, ale pogrążają faworyta, do którego były adresowane.
Atakować swojego adwersarza sierpem lub młotem, prawym albo lewym ciosem, to chyba duża przesada! Teraz każdy odszczekuje słowną napaść – i nadawca, i odbiorca – tłumacząc słowną ekwilibrystykę jako licencja poetica. Fakt, że zapalczywy katabas wyszedł przed szereg i wyświadczył niedźwiedzią przysługę pisowskiemu nominatowi, nie dziwota. Ale że ten nie zareagował w porę jak należy, to już stawia pod znakiem zapytania jego błyskotliwą zdolność oceny sytuacji.
Mnie to w żaden sposób nie przeszkadza. Więcej takich wpadek, a może niezdecydowanym, a nawet obecnym zwolennikom „obywatelskiego” kandydata, opadną łuski z powiek. Bóg zapłać za dobre słowo, za wsparcie i pomysł na kampanię…
Dewaluacja pojęć
Wolne wybory, fundament i święto demokracji, paradoksalnie, stały się w naszym kraju narzędziem walki politycznej, i to nie w stricte merytorycznym znaczeniu, a w sensie autotelicznym, jako panaceum na tuszowanie najbardziej wyrachowanych szalbierstw. Skala finansowych nadużyć oraz przestępstw urzędniczych, jakich dopuściła się zjednoczona prawica, trudna jest do oszacowania, bowiem zasada naczyń połączonych bardzo powoli odkrywa tajemnice mafijnego układu. Oskarżenie o pospolite złodziejstwo, eufemistycznie zwane niegospodarnością, w ustach zainteresowanych polityków prawicy nabiera nowego znaczenia, staje się polityczną szykaną wobec osób o odmiennych poglądach.
Co ma piernik do wiatraka, a wybory do złodziei? Ano ma! Bowiem każdy szubrawiec, zasłaniając się działalnością polityczną (inni idą dalej i mówią o patriotyzmie), robi z siebie jej ofiarę w sytuacji realnego zagrożenia. Patrz – Sebastian M. (sprawca wypadku, w którym spłonęła trzyosobowa rodzina). On też ma czelność używać tegoż argumentu!
Niejaki Romanowski, człowiek, któremu postawiono zarzuty sprzeniewierzenia stu milionów złotych, zwiał na Węgry, gdzie ogłosił się politycznym dysydentem, zaś jego wspólnik w procederze wyprowadzania kasy z Funduszu Sprawiedliwości, ojciec Michał O., poszedł o krok dalej i ogłosił się męczennikiem. Z kolei Paweł Sz. zadekował się na Dominikanie i okrzyknął się zbiegiem politycznym, mimo że w tle jest przestępstwo udziału w zorganizowanej grupie przestępczej oraz wyrządzenie szkody finansowej znacznych rozmiarów. Nie inaczej postąpił szef RARS-u Michał K., który dał drapaka do Londynu, gdzie liczył na wyrozumiałość i zrozumienie wśród prawników najstarszej nowożytnej demokracji. Niejaki Obajtek czmychnął do Brukseli i jako europoseł z immunitetem, na którym ciążą zarzuty niegospodarności, niedopełnienia obowiązków oraz przekroczenia uprawnień, wrzucił te wszystkie oskarżenia do jednego worka i postanowił budować linię obrony na kanwie politycznej nagonki.
Co łączy te wszystkie osoby (oprócz tego gnoja z Dubaju)? Ano kasa, ogromna kasa, którą szafowali, nie licząc się z dochodami! Inną grupą „szykanowaną” przez obecną władzę są prawnicy (neo-sędziowie). Ci z kolei, nie wiedzieć czemu, też czują się ofiarami walki politycznej, choć status, jaki posiedli dzięki koneksjom z grupą trzymającą władzę, od początku był skażony wadą prawną.
Cały ten galimatias prawny jest efektem ośmioletnich rządów zjednoczonej prawicy, a wysyp hochsztaplerów i pseudoprawników – konsekwencją nazbyt nonszalanckiej polityki kadrowej ówczesnych elit oraz ich swobody interpretacji uświęconych konstytucyjnych zasad.
Nadchodzące wybory prezydenckie to okres zajadłej wojny politycznej (w której nikt „nie bierze jeńców”) i pole do popisu dla rzeszy cynicznych demagogów i przebiegłych spin doktorów. Przez najbliższe cztery miesiące kampanii, każda nikczemność, każde szalbierstwo, każde łajdactwo, jakie dokonało się w przeszłości, będzie nosiło znamiona politycznej zemsty, co w założeniu sztabu wyborczego kandydata pis ma zapewnić jemu i jego poplecznikom status ofiar, nietykalność i bezkarność, jako gwarancję demokratycznych wyborów. Zaś każda inna interpretacja kryminalnych zachowań samego kandydata i jego środowiska, będzie traktowana jako pogwałcenie wyborczych przymiotów, co z kolei może być przyczynkiem do nieuznania wyników wyborów.
Groteska
Artykuł 32 naszej Konstytucji mówi, że „wszyscy są wobec prawa równi…”. Nawet pięknie to brzmi i niejeden idealista dałby się nabrać na taką ściemę, ale tak nie jest. Bowiem to, co zobaczyłem wczoraj, zaprzecza wszystkiemu, co kryje się pod tym wersem. Teoria to jedno, a praktyka drugie. Ten żałosny spektakl z zatrzymaniem Ziobry, ta nieprecyzyjność przepisów i bezradność policji, uświadomiły mi, jak kruche są podstawy naszej praworządności. Niby wszystkie organy państwa zadziałały prawidłowo, ale skutek był groteskowy.
Nie znam się na prawie. Może to i lepiej, bo mogę mieć dystans do niego i komentować wczorajszą akcję policji z pozycji postronnego laika, który tylko na zdrowy rozum mógł brać te wszystkie działania i pytać: co się dzieje i jak to jest możliwe? Z jednej strony zwykły obywatel (okazało się jednak, że nie taki znów zwykły), po drugiej cały aparat państwa ze wszystkimi instrumentami i środkami przymusu – i przegrywa! Śmiać się czy płakać?
Ciekawe, czy ta sama policja byłaby tak poprawna i tolerancyjna, gdyby w tej telewizji stał nie Ziobro, a Kowalski albo Nowak? Na pewno wszyscy widzieliśmy (choćby na protestach kobiet), jak policja potrafi przymusić obywatela do posłuszeństwa w sytuacji oporu. A tu nic! Figurant stał sobie za szybą i grał na nosie wszystkim obywatelom. Na na na na na, i przyłożył palce do czubka nosa. Czy nie czuliście się bezsilni wobec arogancji i buty tego uciekiniera? Sakiewicz ukrywał osobę ściganą nakazem sądowym o doprowadzenie przed Komisję Sejmową i pytał o podstawy prawne. Takie zachowanie kwalifikuje się pod jakiś paragraf, choćby ukrywanie osoby poszukiwanej.
Co to znaczy, że policja nie może wejść na teren obiektu? W tym przypadku nie chodziło o przeszukanie, a zatrzymanie, zgodnie z literą prawa! Ach te kruczki prawne. I przypominam, to nie był teren ambasady obcego państwa. I nie chodziło o ekstradycję. A już dopełnieniem całości tej farsy była konferencja prasowa rzeczonego Zbigniewa oraz tłumaczenia jego akolitów: on się przecież stawił, to Komisja skrewiła. Otóż on się nie stawił, został doprowadzony! Przypominam, że o 10.30 „ścigany był w Republice, nie na sali przesłuchań! To jawne szyderstwo nie mogło pozostać bez echa. Miesiąc aresztu skruszy pyszałka, albo nad Dunaj!
PS Buta owego orła intelektu podyktowana była pozorną znajomością prawa, a tu skucha! Okazuje się, że prawo, a tym bardziej złe prawo, to miecz obusieczny. Trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego, wybranych zgodnie z prawem, ale niezaprzysiężonych przez Prezydenta RP, okazało się być „martwymi duszami”, sędziami bez mandatu – i asumptem do wszelkiego zła… Na ich miejsce powołano nowych – neosędziów, i wszystko się posypało, cały system prawny padł. Każda uchwała tegoż gremium, podjęta z udziałem wadliwie powołanych członków przedmiotowego Trybunału, jest obarczona wadą prawną, co – przekładając na język ludzki – nie jest warta funta kłaków. I drugi kwiatek. Uchwała, którą zasłaniał się były minister i prokurator, nie została opublikowana w Monitorze, co byłoby ewentualną podstawą do jej uznania, powoływania się i wywoływała skutki prawne. Że też ten prawniczy geniusz nie sprawdził tego! A może nie chciał? Półprawda to też prawda, tylko połowiczna. Jak ktoś wsadzi komuś palec w nos, to kto ma palec w nosie? Chyba że wsadzi kij w mrowisko, wówczas zaczyna się ruch…
Pukanie świadomości
Budzę się ranną porą, przecieram oczy, szarzeje, wrony za oknem kraczą, jakby je coś spłoszyło. Ale nie, przypomniałem sobie, że one nocują na dachu szpitala. Kilka minut trwa to wronie wesele, a potem cisza. Świta, z każdą minutą za oknem jaśnieje, w oknach po przeciwnej stronie coraz więcej świateł się zapala, budzi się nowy dzień. Ciekawe, co przyniesie?
Nim rozbudzę się do końca, nim wywietrzeją mi z głowy sny o potędze, włączam telewizor. Warto wiedzieć, co w kraju i na świecie wydarzyło się, kiedy byliśmy w objęciach Morfeusza. Taka dłuższa nieobecność w realu może wywołać skutki, na które nie będziemy przygotowani. Już raz, czterdzieści cztery lata temu (akurat było po imieninach Waldemara), obudziłem się w nowej rzeczywistości… Kołchoźnik wiszący na ścianie, akademickie okno na świat, obwieścił nam, że wybuchł stan wojenny. Kac, zmora która jeszcze przed chwilą była jedyną udręką, minął jak ręką odjął. Czym jest kac w porównaniu z wojną? Kacu, bądź mą udręką! – chciałoby się rzec. Niestety, rzeczywistość była okrutna, i to nie był żart. Następstwa ogłoszonej decyzji były przerażające: ZOMO, wojsko, czołgi na ulicach, brak komunikacji itd., to były konsekwencje decyzji Wojciecha Jaruzelskiego.
Tymczasem dziś, wciąż zaspany, rozkojarzony, bardziej słucham niż oglądam wiadomości, dociera do mnie przekaz dnia. Prezes Trybunału Konstytucyjnego Bogdan Święczkowski ogłosił, że w naszym kraju doszło do zamachu stanu! Co do cholery?! Biegnę do okna – spokój, żadnych wojsk, żadnych wozów bojowych, komórka działa. To jakaś ściema – myślę sobie. Ale nie, w wiadomościach wrze, to temat gorący. Co się dzieje, czyżby pis przejął władzę w kraju? – zastanawiam się.
Wsłuchuję się w słowa dziennikarki, żeby wyłapać clou informacji. Nie! Okazuje się, że to na odwrót. Że to niby rządząca koalicja zamachnęła się na prawa i swobody obywatelskie, a całe to zamieszanie, ta histeria, to pokłosie serii postawionych oskarżeń i nakazów zatrzymań dla byłych beneficjentów minionej władzy. Wątpliwości moje co do rzeczywistości alternatywnej rozwiał dopiero premier, spokojnie rozgrywający mecz w ping ponga, który po mistrzowsku spuentował zachowanie opozycji: „Daj spokój, my tu mamy ważniejsze sprawy, tym zajmiemy się później”.
Uspokojony słowami Donalda, z przymrużeniem oka wysłuchałem deklaracji innego Donalda… Zagram dziś w ping ponga…
Waldemar Golanko
Komentarze
Brak komentarzy