Danuta Koszołko: Tworzę z potrzeby serca

Danuta Koszołko: Tworzę z potrzeby serca

Z Danutą Koszołko, bialską artystką, autorką wystawy malarskiej „Jej portret”, wystawianej w Klubie Kultury Piast BCK, rozmawia Istvan Grabowski.

Twoja najnowsza wystawa nosi tytuł podobny do wielkiego szlagieru nieżyjącego Bogusława Meca. Dlaczego zdecydowałaś się na „Jej portret”?

– Rozmawiam często z wieloma kobietami, znam ich wrażenia i oczekiwania, nasiąkam nimi, i od lat staram się pokazywać kobiety. Na płótnach próbuję wyrazić kobiece radości i smutki, a przede wszystkim towarzyszące im emocje.

Jak długo przygotowywałaś się do tej wystawy?

– Dosyć długo. Przygotowanie czternastu płócien zajęło mi ponad rok. Ja nie tworzę na zamówienie, ani według opracowanego planu. Moje utwory (malarskie i poetyckie) są reakcją na doświadczany impuls. Kiedy go otrzymam (nawet w środku nocy), od razu chwytam za pędzel lub pióro, by tworzyć. Mam potrzebę natychmiastowego przekazania doświadczanej energii. Nie oceniam tego, co robię, pod kątem artystycznym. Nie jestem pewna, czy przypadnie to komuś do gustu, czy też nie. Dla mnie liczy się chwila przekazu. Większość moich płócien utrzymana jest w tonacji szarości, bo lubię prostotę. Jednak na tej wystawie pokazałam też prace w kolorze pudrowego różu. Tylko dlatego, że towarzyszył mi ostatnio nastrój miłości i radości. Postanowiłam dać temu wyraz.

Zauważyłem, że unikasz malowania detali. Twoim postaciom brakuje twarzy i kategoryzujących cech anatomicznych.

– To świadomy zamiar z mojej strony. Nie lubię oglądać dosłownego malarstwa fotograficznego, przeładowanego detalami. Obraz nie jest barwną pocztówką. Przedstawiam w pigułce określoną emocję, a dla niej zbędne są rysy twarzy. Pozostawiam też widzowi przestrzeń do interpretacji. Ludzie mają możliwości dostosowania oglądanych prac do własnej percepcji i aury, w jakiej aktualnie się znajdują.

Co inspiruje cię do malowania?

– Zdecydowanie muzyka klasyczna, w wykonaniu chorwackiego wiolonczelisty Stepana Hausera i amerykańskiego skrzypka Davida Garreta. Największą przyjemność sprawiają mi utwory Lary Fabian. Uważam ją za bratnią duszę. Lubię też słuchać piosenek Pawła Domagały, który śpiewa piękne i mądre teksty. Dobieram muzykę do towarzyszącej mi harmonii. Wyznaję zasadę, że kiedy tworzę, nie przerywam, dopóki nie skończę. Odłożenie pędzla oznaczałoby przerwanie strumienia emocji, które mną kierują. Nie tworzę chłodnym umysłem, tylko kieruję się sercem.

Jakie treści próbujesz zawrzeć na swoich obrazach?

– Zacznijmy od wyjaśnienia, że nie czuję się profesjonalną malarką. Nazywam siebie badaczką ludzkich uczuć i emocji. W moich płótnach widać wszystko, co otacza kobiety, a więc chwile dobre i złe, radość i nostalgię. Każdy obraz dopełniam stosowną sentencją, którą można uznać za puentę przekazu twórczego. Moje płótna są świadomie wieloznaczne. Nikomu niczego nie narzucam. Ludzie odbierają je w zależności od doświadczeń życiowych i poziomu świadomości.

Czy wystawiasz tylko w rodzinnym mieście?

– Nie tylko. Trzykrotnie organizowałam wystawy w Warszawie, gdzie spotkały się z entuzjastycznym wręcz przyjęciem.

Z jakimi reakcjami spotykasz się na wernisażach?

– Przeważnie pozytywnymi. Wszystko zaś zależy od tego, co wystawiam. Na ostatnim wernisażu w klubie Piast spotkałam się z bardzo ciepłymi reakcjami. Być może ma to związek z różem, nastrajającym odbiorców pozytywnie. Ziściły się moje oczekiwania, bo widzowie odbierali dokładnie to, co próbowałam im przekazać.

Malowanie łączysz z pisaniem. Czego dotyczą twoje teksty?

– Nazywam je sentencjami życia. Napisałam ich dotąd ponad setkę i każda zawierała życiowy przekaz. Czuje się w nich radość, miłość, serdeczny uśmiech, ale też przygnębienie i ból.

Zapisujesz trapiące cię myśli na kolorowych prostokątach. Nie myślałaś dotąd o wydaniu tomiku?

– Na razie nie, ale otrzymałam taką propozycję i bardzo się cieszę. Za każdym razem piszę ręcznie. Najpiękniejsze wspomnienia mam z Warszawy. Moje pisanie pięknie podsumowała powieściopisarka Daria Galant. Powiedziała mianowicie, że sentencje przypominają jej piękne karty z żywą energią. Staram się wręczać karty ludziom wchodzącym na moją wystawę, a potem ich obserwuję. Każdy może wybrać kartę w dowolnym kolorze. Kiedy pytam obdarowanych, jak im się podobało, słyszę, iż moje teksty trafiają w ich gusta i oczekiwania.

Jak wygląda twoja codzienność?

– Jak wspomniałam, nie znoszę szufladek i nie czuję się malarką ani poetką. Jestem osobą kreatywną, która chce się podzielić mocnymi emocjami. Ilekroć tworzę, towarzyszy mi określona aura. Wszystko, co robię od 25 lat, pochodzi prosto z serca. Przeszłam bardzo poważną chorobę i zostałam cudownie uzdrowiona. Od tego momentu czuję potrzebę dzielenia się moimi przemyśleniami z innymi ludźmi. Mam okresy wzmożonej aktywności twórczej i chwile wyciszenia. Przeplatają się one jak sinusoida. Jak wyczerpię nurtującą mnie energię, odpoczywam i zajmuję się prozą życia. Odwiedzam córkę, zajmuję się wnukami. Staram się być pogodna i czerpać przyjemności z życia. Nikt mnie nie pospiesza, nikt niczego nie narzuca. I to wydaje mi się piękne.

Zobacz też relację z wernisażu malarstwa Danuty Koszołko w Piaście: tutaj.

zdjęcia: prywatne archiwum artystki

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy