Budowa dróg to obecnie priorytet [WYWIAD TYGODNIA]

Budowa dróg to obecnie priorytet [WYWIAD TYGODNIA]

Z wojewodą lubelskim Przemysławem Czarnkiem rozmawiają Ewa Koziara i Roman Laszuk.

Lokalnych dróg w fatalnym stanie jest jednak na Podlasiu bardzo dużo, a bez dobrej komunikacji nie możemy mówić o możliwości gospodarczego rozwoju.

– Zgadzam się z tym, dlatego budowa dróg to obecnie priorytet i temat ten znajduje się w tzw. „piątce” Morawieckiego. Mowa o 5 mld zł w funduszu drogowym, która to kwota zacznie być uruchamiana wczesną jesienią tego roku. Na nasze województwo przypadnie z tej puli ok. 400 mln zł. To wtedy starostowie i wójtowie, którzy teraz mogą być niezadowoleni, będą mieli dużą szansę na pieniądze dla swoich samorządów. Teraz przy podziale środków braliśmy pod uwagę także to, kto i ile otrzymał w poprzednich latach, za czasów rządów naszych poprzedników.

Wierzy pan w to, że autostrada A2 przetnie niedługo nasze województwo do polsko-białoruskiej granicy?

– To nie jest kwestia wiary, tylko pewności. Na pewno tak, bo całkowicie zmieniło się podejście rządzących do woj. lubelskiego. Ja nie neguję faktu, że rząd PO-PSL coś zrobił, ale dlaczego u nas powstało 80 km dróg ekspresowych a na Dolnym Śląsku 400 km i to dużo wcześniej, podobnie jak na Pomorzu czy w Wielkopolsce. Dlatego my nie planujemy, a budujemy, również drogi lokalne, bo przez fatalną infrastrukturę komunikacyjną nie możemy wykorzystać naszego największego potencjału, jakim jest usytuowanie przy granicy. Każdy normalny kraj zarabia na granicy.

Południowe Podlasie to obszar przede wszystkim rolniczy. Jak jednak mówią rolnicy, brakuje im wsparcia jako producentom żywności, przez co nie są konkurencyjni na unijnym rynku. Co pan im powie, aby nie obawiali się następnego roku?

– Rolnictwo to dziś bardzo ważny temat ale i najtrudniejszy. Po pierwsze, nie da się na unijnym rynku zastosować dodatkowych dopłat bez uzgadniania tego z Komisją Europejską. Po drugie, i najważniejsze, brakuje nam przetwórstwa rolno-spożywczego na gigantyczną skalę i będącego w rękach skarbu państwa. To nie jest tak, że gospodarka wolnorynkowa musi się opierać wyłącznie na prywatnych przedsiębiorcach. Są strategiczne sektory, które muszą znajdować się pod kontrolą państwa i takim jest rolnictwo. Bo kto dyktuje ceny rolnikom? Przecież nie rząd, tylko przetwórcy i pośrednicy. Większość zakładów zostało sprywatyzowanych i rozkradzionych przez tzw. złodziejską III RP. Również i to, że powszechna prywatyzacja nastąpiła w latach 1993-97, m.in. za rządów PSL. Dziś potrzebna jest nam np. podlubelska Elizówka, która mogłaby być centrum dystrybucyjnym markowej, polskiej, zdrowej żywności, jaką eksportowalibyśmy na rynki: chiński, irański, czy amerykański. A wskutek tego, że państwo nie ma dziś mięsnych zakładów przetwórczych, nie może nakazać prywatnym zakładom skupu żywca ze strefy ASF po cenie rynkowej. I te skupują, ale po cenach poniżej kosztów produkcji. Dlatego powtarzam – nie ruszymy z rolnictwem, jeżeli nie odtworzymy potencjału przetwórstwa rolno-spożywczego. Chińczycy przyjeżdżają do nas kontraktować żywność i odjeżdżają z kwitkiem, bo to, co oni chcą jednorazowo, nasze prywatne zakłady są w stanie wyprodukować w ciągu całego roku lub nawet dwóch.

Południowe Podlasie to teren objęty, jako jeden z pierwszych, wspomnianym przed chwilą przez pana wirusem ASF. Dlaczego nie ogłosił pan w tym regionie stanu klęski żywiołowej?

– Bo byłby to bezsens i decyzja szkodliwa dla rolników. Stan klęski żywiołowej ma służyć temu, aby zabezpieczyć mienie przed skutkami rozmaitych kataklizmów i wiąże się m.in. z ograniczaniem praw wolności człowieka. Przy ASF w ogóle nie mamy z tym do czynienia. Państwo ma pomagać i dlatego hodowcom trzody chlewnej, którzy znajdują się w tragicznym położeniu, tylko w naszym województwie wypłacono już 70 mln zł. To potężne pieniądze. Czy jest branża, która otrzymuje większe wsparcie?

A czy ma sens budowanie płotu na granicy? Może lepiej te pieniądze przeznaczyć na pomoc dla wspomnianych hodowców, by przekwalifikowały się na inną produkcję?

– Nie jestem w stanie powiedzieć ani tak, ani nie. Mnie jednak przekonują kontrargumenty do tego, co pan powiedział. Gdybyśmy mieli płot kilka lat temu, to prawdopodobnie nie mielibyśmy dziś ASF-u, bo ten przywędrował na pewno zza wschodniej granicy, gdzie w ogóle nie jest zwalczany. I może dlatego potrzebny jest płot, by po zwalczeniu u nas wirusa nie pojawił się znowu i byśmy nie wykonywali syzyfowej pracy. A pieniędzy na pomoc hodowcom i tak jest bardzo dużo i trzeba po nie sięgać.

Czy gwałtowny wzrost cen w budownictwie nie naruszy stabilności gospodarki?

– To duży problem, jak też widoczna na rynku pracy zapaść demograficzna. Ponadto firm budowlanych jest w kraju mało. Dlatego apeluję do młodych przedsiębiorczych ludzi: skoro mamy zapowiedź wydatkowania 400 mln zł w ciągu najbliższych dwóch lat na inwestycje drogowe, to zakładajcie firmy budowlane. Stawiajcie na biznes i zarabiajcie gigantyczne pieniądze koło swoich domów, bez wyjeżdżania za granicę.

Cały wywiad przeczytasz w papierowym i elektronicznym wydaniu "Podlasiaka" nr 15 od 19 czerwca

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy