Biała Podlaska: Ojciec zmarłego dziecka przeprosi szpital?

Biała Podlaska: Ojciec zmarłego dziecka przeprosi szpital?

Rodzice chcieli wyjaśnić, skąd na głowie syna wgłębienia, czy faktycznie powstały one w skutek przebywania w pozycji leżącej czy w inny sposób. Wiktorek zmarł po dwóch i pół roku walki o życie

BIAŁA PODLASKA Ciężki poród, długie leczenie synka, a ostatecznie jego śmierć spadły na Agnieszkę i Zbigniewa Sobolewskich z Terespola nagle. Mężczyzna za poważną chorobę dziecka obwinia lekarzy z oddziału ginekologiczno-położniczego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego. Ale postępowanie w tej sprawie zostało umorzone przez Prokuraturę. Szpital zażądał zatem publicznych przeprosin za ostre słowa, które ojciec wypowiadał na temat opieki medycznej.

Sprawa dotyczy zdarzenia z 14 września 2006 roku. Zbigniew Sobolewski towarzyszył wówczas swojej żonie podczas porodu w bialskim szpitalu. Była to ciąża bliźniacza. – Zgłosiłam się do szpitala w 38. tygodniu ciąży. Leżałam na oddziale, pytałam panią doktor prowadzącą ciążę, dlaczego nie jest wywoływany poród? Bo przecież to będą bliźniaki. Usłyszałam, że "czekamy". Gdy 9 września spadło tętno, zrobiono przygotowania do cesarskiego cięcia, ale nie wykonano cesarki. A później doktor powiedziała, że 14 września rozpoczyna się 40. tydzień i już bezwzględnie rozpoczynamy indukcję. Ufałam, że jestem pod dobrą opieką – opowiada Agnieszka Sobolewska.

U kobiety rozpoczął się poród. – Po badaniu położna powiedziała, że mogą być problemy, a pani doktor zadzwoniła po ordynatora, czy nie jest potrzebna cesarka. Usłyszałam, że będę rodziła naturalnie. Rodziłam tam już dwoje starszych dzieci i wiedziałam, że zajęto się mną jak należy. Myślałam, że tak samo będzie z tą ciążą. Pierwszy synek tak jakby wyskoczył, i pamiętam, że był przeraźliwie biały, jak lekarski uniform – wspomina.

Rodzice nie byli informowani, co się dzieje. Kobieta była zmęczona i obolała, a na świat zmierzało już drugie dziecko. Zaczęły się kolejne skurcze porodowe. – Na sali pojawił się ordynator. Zapytałam, czy coś jest nie tak? Słyszałam, jak pani doktor powiedziała, że wypadła nóżka, a ordynator, że nie, że to rączka. Łapały mnie kolejne skurcze. Przy kolejnych próbach wyciągnięcia dziecka nagle usłyszałam chrupnięcie, nie wiem, do czego porównać ten dźwięk. Leżałam wtedy na boku i widziałam, jak po tym doktor zdejmował narzędzie. Wtedy nie wiedziałam, co to jest, ale było metalowe. Później dowiedzieliśmy się, że były to kleszcze. Ktoś krzyknął: "Na cesarkę, szybko na cesarkę!". Zaczęła się chaos, bieganie i panika. Kazali przejść mi na drugie łóżko. A później pamiętam już tylko głos zza głowy: "Wdech, wydech!" i założyli mi maskę – mówi pani Agnieszka.

Na trakcie porodowym przebywał również jej mąż. Wcześniej zaplanowali, że będzie to poród rodzinny. – Żona była obolała i wyczerpana, ale ja wszystko pamiętam. Słyszałem ten trzask, choć lekarze zaprzeczają, że to niemożliwe. Dowodem było spłaszczenie skroniowe z widocznymi wgłobieniami. Dokładnie widziałem całe zamieszanie i co robił personel – stwierdza pan Zbigniew.

Jeden z bliźniaków po porodzie przebywał na sali z panią Agnieszką. Malutki Wiktor, który przyszedł na świat poprzez cesarskie cięcie, miał mniej szczęścia. Urodził się z poważnym urazem mózgowo-czaszkowym, tzw. encefalopatią niedotleniowo-niedokrwienną. Chłopiec miał też uszkodzony układ nerwowy, porażenie czterech kończyn, zaburzenia połykania (tzw. zespół opuszkowy), oczopląs (tzw. zespół móżdżkowy), padaczkę i w głębokim stopniu upośledzenie rozwoju psychoruchowego, wylewy śródczaszkowe oraz mózgowe porażenie dziecięce.

Ojciec Wiktora o spowodowanie kalectwa u dziecka oskarżył ordynatora i personel medyczny oddziału ginekologiczno-położniczego bialskiego szpitala. Zarzucał lekarzom, że podczas porodu, jeszcze na etapie gdy był on prowadzony drogami natury, użyte zostały kleszcze, co jego zdaniem doprowadziło do dwuskroniowego spłaszczenia czaszki z widocznymi wgłobieniami. Takich obrażeń nie zauważyli biegli.

Jak informuje Prokuratura Rejonowa w Białej Podlaskiej, początkowo przedmiotem śledztwa było "zaistniałe 14 września 2006 r. w WSzS w Białej Podlaskiej spowodowanie w czasie porodu ciężkiego uszczerbku na zdrowiu Wiktora S. u którego stwierdzono, w wyniku udzielenia mu niewłaściwej pomocy medycznej przez personel medyczny WSzS w Białej Podlaskiej, encefalopatię niedotleniowo-niedokrwiennej o głębokim stopniu nasilenia z nieodwracalnymi skutkami uszkodzenia układu nerwowego, jak porażenie czterokończynowe, zespół opuszkowy (zaburzenia połykania), móżdżkowy (oczopląs), padaczka i upośledzenie rozwoju psychoruchowego w stopniu głębokim, wylewy śródczaszkowe, głębokie zaburzenia rozwoju psychoruchowego, mózgowe porażenie dziecięce, skutkujące ciężkim kalectwem, ciężką chorobą nieuleczalną i długotrwałą chorobą realnie zagrażającą życiu".

Śledczy sprawdzali też, czy 3 marca 2009 r. na bialskim oddziale pediatrii i rehabilitacji dzieci nie doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci Wiktora. Kolejnym wątkiem postępowania było "zaistniałe 8 września 2007 r. w Białej Podlaskiej poświadczenie nieprawdy co do okoliczności mającej znaczenie prawne, przez osobę uprawnioną do wystawienia dokumentu lekarskiej w historii ogólnej choroby Wiktora S., poprzez umieszczenie zapisu "głowa symetryczna i kształtna", podczas gdy wówczas widoczna była jej wyraźna deformacja". A także "zaistniałe 23 grudnia 2006 r. w Lublinie podrobienie w celu użycia za autentyczny dokumentu, tj. historii choroby dziecka poprzez wykorektowanie wpisu "pourazowe" w badaniu przedmiotowym w pozycji "czaszka" po zapisie spłaszczenie".

Cały artykuł, w którym wyjaśniamy, jak zakończyła się sprawa znajdziesz w papierowym i cyfrowym wydaniu tygodnika Podlasiak nr 9 od 26 lutego

Monika Pawluk

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy