Biała Podlaska: Co rycerze robili w bibliotece?

Biała Podlaska: Co rycerze robili w bibliotece?

Ostatnie spotkanie Bialskiego Klubu Genealogicznego „W poszukiwaniu korzeni”, działającego przy Miejskiej Bibliotece Publicznej w Białej Podlaskiej, uatrakcyjnili bialscy rekonstruktorzy – uczestnicy inscenizacji bitwy pod Grunwaldem w Chorągwi Rycerskiej Księcia Siemowita Mazowieckiego.

Robert Soldat, gospodarz spotkania klubu genealogicznego, które odbyło się w czwartek 16 lutego w Czytelni MBP, tym razem zaprosił Tomasza Bylinę, nadleśniczego Nadleśnictwa Biała Podlaska, wraz z synami Kubą i Dominikiem. Goście specjalni nie przyszli z pustymi rękami. Przebrani byli w średniowieczne stroje rycerskie, a w workach płóciennych przynieśli kolczugi, elementy zbroi, broń – miecze i łuk – oraz inne elementy wyposażenia rycerskiego, jak np. drewniany kubek czy skórzany bukłak.

Żeby było ciekawiej, pan Tomasz i starszy z synów Kuba przywdziali strój XV-wieczny, zaś Dominik – z XIV wieku. Różnice były widoczna nawet dla laika. Na przykład przeszywanica, czyli pikowany strój rycerski, u Dominika jest długa, sięgająca do kolan, a u jego ojca i brata – krótsza. Miecz Dominika ma prosty jelec, a w późniejszych czasach był zaokrąglony. Inne były też naramienniki: w XIV wieku niepełne, tzw. łezki, potem pełne.

– Na przeszywkę nakładana jest kolczuga, która waży 12 kilogramów, a na kolczugę napierśnik. My z Kubą używamy jeszcze tzw. płatów zbrojnikowych. Do tego naramienniki z kutego żelaza. Moje nogi tzw. zbrojnikowe są wykonane z grubej blachy i grubej skóry podbitej blachą. Takie nogi nosili ubożsi rycerze. Bo pełna zbroja kosztowała bardzo dużo. Im ktoś był bogatszy, to ściągał nowinki głównie z Niemiec czy Francji, bo kultura rycerska trafiła do nas z Zachodu – opowiada Tomasz Bylina. – Do tego dochodzą metalowe sabatony, czyli część zbroi chroniącej stopę, hełm z niewielką wizurą, po to tylko, żeby patrzeć na wprost, rękawice zbrojnikowe, miecz. No i kopia dla rycerza, który walczył konno. Cały rynsztunek waży około 30 kilogramów. Dlatego tak ubrany rycerz nie walczył pieszo, lecz na koniu. Tylko ubożsi rycerze, tzw. włodycy, walczyli pieszo, bez zbroi, co najwyżej w kolczugach.

Do kolczugi w XIV wieku używano jeszcze tzw. czepiec kolczy, który na jednym ze zdjęć poniżej na głowie ma Dominik. Ci, którzy szli w bój, na ten czepiec zakładali jeszcze hełm.

Wszystkie zaprezentowane w bibliotece elementy stroju i uzbrojenia wykonane zostały ręcznie, przez specjalizujących się w tym rzemieślników, z zachowaniem rodzaju materiału, wagi, wymiarów i wyglądu tych przedmiotów sprzed kilkuset lat.

– Chodzi o to, żeby jak najmocniej wczuć się w daną epokę. Wszystko jest zrobione, wykute, uszyte na wzór średniowieczny, a konkretnie z epoki okołogrunwaldzkiej, czyli końca XIV i początku XV wieku – dodaje Bylina. – Wzory czerpiemy z różnych obrazów, sarkofagów, nagrobków, malowideł, starych ksiąg, i potem idziemy z tym na przykład do płatnerza, żeby zrobił według określonego wzoru.

Bylinowie od kilku lat w lipcu biorą udział w wielkiej inscenizacji bitwy pod Grunwaldem, w której bierze udział około 2 tysięcy rycerzy. To i tak dużo mniej niż uczestniczyło w prawdziwej bitwie, w 1410 roku, kiedy to walczyło kilkadziesiąt tysięcy rycerzy. Na doroczną inscenizację zjeżdżają rycerze-rekonstruktorzy z całego świata: USA, Izraela, Węgier, Czech, Rosji, Litwy itp. Są też chorągwie tatarskie.

– My akurat walczymy w Chorągwi Rycerskiej Księcia Siemowita Mazowieckiego, która zawsze wygrywa, czyli po stronie króla Jagiełły. Bo ktoś musi być też Krzyżakiem, ktoś musi przegrać. Tak się przyjęło, że ci, co mieszkają od południa do Warszawy, walczą po polskiej stronie, a od Warszawy na północ – po krzyżackiej – opowiada nadleśniczy. – W naszej chorągwi jest około 15-20 ciężkozbrojnych, do tego około 15 lekkozbrojnych. W innych chorągwiach są jeszcze łucznicy, a wśród nich sporo kobiet. Chorągwi jest kilkanaście w tej bitwie. Razem daje to około dwóch tysięcy ludzi, którzy ze sobą walczą. Ja i Kuba akurat w tej rekonstrukcji nie mamy koni. Jesteśmy tymi „uboższymi” rycerzami.

Bitwa jest zawsze w sobotę przypadającą najbliżej 15 lipca. – Ale przyjeżdżamy na miejsce już tydzień, czasami dwa tygodnie wcześniej. Każda chorągiew ma swoje wyznaczone miejsce. Najpierw musimy ogrodzić się żerdziami, wystawić warty 24 godziny na dobę, żeby pilnować swego dobytku. Ci, którzy przyjeżdżają jako pierwsi, kopią w ziemi tzw. lodówkę, czyli jamę zadaszoną deskami. Bo my jemy tam to samo, co jedzono w średniowieczu – mówi Tomasz Bylina. Dodaje, że na teren bitwy nie może wejść osoba niepełnoletnia, dlatego nie zabierali jeszcze Dominika ze sobą.

Zainteresowanie wcielaniem się w średniowiecznych rycerzy wcale nie słabnie. Wręcz przeciwnie. Poza tym Polacy są w tym „fachu” mistrzami. Co roku organizowane są, za każdym razem w innym kraju, mistrzostwa świata walk rycerskich. I Polacy są wielokrotnymi mistrzami świata, zarówno na miecz jednoręczny, jak i dwuręczny.

Tomasz Bylina opowiedział jeszcze o herbie swojej rodziny – Belina, tj. trzech podkowach zwróconych ku sobie barkami. Przy okazji wyjaśnił zebranym miłośnikom genealogii, dlaczego używają herbu Belina, a nie Bylina.

Jacek Korwin

zdjęcia Jacek Korwin


W comiesięcznych spotkaniach Bialskiego Klubu Genealogicznego „W poszukiwaniu korzeni” uczestniczą regionaliści i miłośnicy poszukiwań genealogicznych, ci zaawansowani w swoich poszukiwaniach, jak i początkujący, którzy chcą się dowiedzieć, jak i gdzie szukać informacji o swoich przodkach. Klub zajmuje się też odkrywaniem historii naszych rodzin, miast i wsi.

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy