Afera w bialskim sądzie? Zaginęły akta sprawy karnej

Afera w bialskim sądzie? Zaginęły akta sprawy karnej

Ta historia jest jak gotowy scenariusz filmu Barei. Sprawa karna nie została prawomocnie osądzona, bo zaginął komplet akt sądowych. Co więcej, akta te najprawdopodobniej są w posiadaniu… oskarżonego. Ten jednak nie ma zamiaru ich zwrócić, a sąd nie może mu nic zrobić. Bo przecież ich nie ukradł. Jak doszło do tej absurdalnej sytuacji?

Pytań jest zresztą więcej. Mianowicie, czy ktoś odpowie za zaginięcie akt sądowych sprawy karnej? Czy oskarżony w tych aktach Adam F., wcześniej wielokrotnie karany za przestępstwa kryminalne, zostanie ostatecznie osądzony i poniesie karę za kierowanie samochodem w stanie nietrzeźwym (miał 2,7 promila w wydychanym powietrzu)? Jaki będzie finał tej niezwykłej historii, która wydarzyła się w Wydziale Karnym Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej?

Ale po kolei.

Pijany rajd ulicami miasta

Historia zaczęła się jeszcze w marcu 2020 roku, od dość banalnego zdarzenia. Jeden z mieszkańców Białej Podlaskiej, nazwijmy go pan Robert, pewnego dnia zauważył dwóch mężczyzn pijących ostentacyjnie alkohol w miejscu publicznym, a konkretnie przy ulicy. Byli już mocno zalani, co było widać po ich zachowaniu i chwiejnym kroku. W takim stanie wsiedli do samochodu osobowego renault i pojechali ulicami miasta.

Nie wyglądało to za dobrze, więc świadek, obawiając się, by nie doszło do jakiejś tragedii, szybko powiadomił policję. Ale radiowóz patrolujący okolicę nie natknął się na wskazanego renaulta. Po około dwóch godzinach ten sam samochód podjechał pod posesję przy ulicy, z której wcześniej odjechał. Tym razem policjanci ich dopadli. Obaj mocno podchmieleni delikwenci szli jednak w zaparte, że nie jeździli autem, przy którym stali.

Widząc bezczelność i arogancję podpitych mężczyzn, nasz świadek podszedł do policjantów i oświadczył oficjalnie, że widział całe zdarzenie. I szczegółowo je opisał. Wtedy jeden z pijanych mocno się wkurzył, wulgarnie zwyzywając pana Roberta przy policjantach, a nawet zagroził mu pobiciem. Policjanci szybko utemperowali agresywnego mężczyznę, pakując go do radiowozu i odwożąc na komendę. Był to akurat ten delikwent, Mariusz G., który chwilę wcześniej jeździł po pijaku po mieście. W tym czasie, gdy już radiowóz odjechał, drugi z pijaczków, Adam F., wsiadł za kierownicę renaulta i przy pomocy sąsiada przeholował auto na swoją posesję.

Jeszcze w 2020 roku pan Robert zeznawał w dwóch sprawach nietrzeźwych kierowców. Złożył szczegółowe zeznania, na podstawie których już na pierwszej rozprawie Mariusz G., mimo że nie stawił się jako oskarżony, został skazany na karę dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów samochodowych, kilka miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności oraz karę grzywny za groźby karalne wobec świadka.

Świadek może się przydać

Co innego w sprawie przeciwko Adamowi F. Tutaj sąd sądził w innym składzie, i stworzył się problem. A właściwie ten problem stworzył sam sąd. Problem bardzo nieprzyjemny dla świadka tego zdarzenia. Otóż pan Robert, mimo podjęcia obywatelskiej interwencji, być może ratując komuś życie przed drogowymi bandytami, narażając przy tym samego siebie, został potraktowany przez sąd gorzej jak… oskarżony bandyta.

Choć złożył wyczerpujące zeznania w sprawie przeciwko Mariuszowi G. – które zresztą doprowadziły do jego skazania – tym razem, przez inną sędzię, wzywany był na kolejne rozprawy w niewiadomym celu i z nieuzasadnionego powodu. Jednocześnie sędzia nie protokołowała zeznań świadka, gdy na przykład opowiedział, jak to oskarżony Adam F. groził spaleniem jego domu. Sędzia poinformowała tylko lakonicznie, że takie rzeczy zgłasza się gdzie indziej. A nakazując panu Robertowi, pod odpowiedzialnością karną, obowiązkowe stawiennictwo w sądzie, dodała komentarz: „świadek może się przydać”. Dlaczego? Bo niestawiający się na rozprawę świadek Mariusz G. (już wcześniej skazany jako pierwszy kierowca tego samego auta) jest bardzo ważnym świadkiem, a złożył odmienne zeznania.

A przecież z zebranego materiału dowodowego jasno wynikało, iż Mariusz G. nie był świadkiem kierowania samochodem przez Adama F. Bo po prostu nie mógł. W tym czasie był wieziony przez policjantów na komendę. Mariusz G. potwierdził też w swoich wyjaśnieniach złożonych jako podejrzany na policji, że jego w tym czasie przy posesji nie było. Nie mógł więc być też konfrontowany z panem Robertem, ponieważ nie byli obecni razem przy tym samym zdarzeniu. Nie trzeba być prawnikiem, żeby wyciągnąć takie logiczne wnioski. Jednak sędzia uważała inaczej.

Fatalna pomyłka

Pan Robert posłusznie stawił się na kolejną rozprawę, przesiedział na sali całą rozprawę, ale kompletnie nic od niego nie chciano. Przyjechał na darmo. W jakiej roli? Tego już sędzia nie wyjaśniła ani świadkowi, ani innym podsądnym. Mimo to, po zakończeniu rozprawy, sędzia zwróciła się do świadka, że na kolejną rozprawę musi się znowu stawić. Dodała przy tym, że nie robi tego złośliwie.

Nic dziwnego, że pan Robert odebrał to tak, jakby był przez sąd poniżany. Napisał skargę do prezesa Sądu Okręgowego w Lublinie na bezprawne postępowanie sędzi. Skarga została przekierowana do prezesa Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej, a więc bezpośredniego przełożonego sędzi, w celu przeprowadzenia postępowania skargowego.

Od tamtej pory świadek nie był już więcej wzywany na rozprawy. Bez jego obecności na kolejnych posiedzeniach – bo i żadnego powodu, by znów składał zeznania, nie było – oskarżony Adam F. został skazany za kierowanie samochodem w stanie nietrzeźwości i niestosowanie się do decyzji o cofnięciu uprawnień do kierowania pojazdami mechanicznymi. Dostał karę jednego roku ograniczenia wolności, obowiązek wykonywania nieodpłatnej kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 30 godzin, zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów na cztery lata oraz 5 tys. złotych na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym.

Od tego wyroku apelację złożył prokurator. Do postępowania odwoławczego jednak nie doszło, bo do lubelskiego Sądu Okręgowego nie dotarły akta sprawy z wyrokiem pierwszej instancji.

Wszystko to działo się w czasie, gdy toczyło się postępowanie skargowe na wniosek pana Roberta. 26 kwietnia 2023 roku otrzymał on – jako poszkodowany w tej sprawie – pismo od prezesa Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej, że 25 maja 2021 roku II Wydział Karny Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej, w wyniku pomyłki, przesłał akta sprawy II K 829/20 do… oskarżonego Adama F., zamiast do Sądu Okręgowego w Lublinie.

Oskarżony znikł jak kamfora

Dopiero po prawie dwóch latach od owej feralnej wysyłki, 20 kwietnia 2023 roku, kierownik sekretariatu bialskiego sądu, podczas kontroli, zorientował się, że zaszła fatalna pomyłka. Wtedy wezwano adresata, czyli Adama F., za pośrednictwem policji, do zwrotu akt sądowych. Policja nie dotarła jednak do Adama F., bo ten znikł jak kamfora. I do dzisiaj tych akt nie odzyskano.

Być może oskarżony, studiując je, uczy się stosowania prawa, czyli jak je skutecznie omijać. A być może za żadne skarby nie może pojąć – na przykładzie swojej sprawy – skomplikowanej sztuki prowadzenia procesów sądowych. W każdym razie jednego jest pewien: wyrok, jaki wydał sąd pierwszej instancji, jest nieważny. A on w tej sprawie nadal nie został ukarany. Przynajmniej dopóki nie odnajdą się akta.

Prezes Sadu Rejonowego w Białej Podlaskiej w swoim piśmie przeprosił świadka za to, co się wydarzyło, czyli konkretnie za ujawnienie jego danych, czyli nazwiska, adresu, telefonu – wszystkiego, co umożliwia teraz Adamowi F. dowolną wersję zemsty. Prezes poinformował pana Roberta, że istnieje prawdopodobieństwo, iż może być nękany i zastraszany, albo też mieć poczucie zagrożenia lub lęku o najbliższą rodzinę. Jednocześnie zaproponował, aby w przypadku takich zdarzeń, powiadomił kierownictwo sądu.

Nie wziął jednak pod uwagę, że świadek stracił zaufanie do sądu. Prezes nie zawiadomił bowiem prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez swoich podwładnych. Nie wyciągnął wniosków z kuriozalnego sposobu prowadzenia sprawy karnej przeciwko Adamowi F., co w konsekwencji doprowadziło właśnie do tego, że akta zniknęły prawdopodobnie na zawsze, a oskarżony nie poniósł kary. Że wobec świadka sąd przekraczał swoje uprawnienia, i teraz znalazł się on w sytuacji realnego zagrożenia swojego zdrowia. A być może też i mienia, bo takie pogróżki padły ze strony oskarżony (choć sędzia zignorowała zeznania w tym zakresie). Generalnie pan Robert znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia.

Czy będzie oskarżenie sędzi?

Świadek wyręczył zatem prezesa sądu i z własnej inicjatywy złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstw. Ze względu na ewentualny konflikt interesów, śledztwo przeniesiono do Prokuratury Rejonowej w Radzyniu Podlaskiem.

O tym, czy w ogóle w tej sprawie będzie sporządzony akt oskarżenia, zdecyduje tamtejszy prokurator, który aktualnie prowadzi śledztwo. Jeśli sporządzi taki akt, wtedy już inny, czyli nie bialski, sąd będzie musiał się z tym zmierzyć, i wydać wyrok na osoby ze swojego środowiska. W każdym razie najpierw trzeba solidnie i bezstronnie przeprowadzić wiele dowodów.

Śledztwo prowadzone jest w kierunku przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków, czego miała dopuścić się sędzia Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej, oraz ujawnienia przez przewodniczącą II Wydziału Karnego tegoż sądu danych osobowych świadka zdarzenia, poprzez wysłanie akt sprawy karnej do oskarżonego Adama F. Tak wynika z materiału dowodowego znajdującego się w aktach śledztwa.

O tej bulwersującej sprawie powiadomiona została też Prokuratura Krajowa.

Dwie niemal identyczne sprawy, a jakże odmiennie prowadzone. Pierwszy proces został przeprowadzony przez sędziego z młodego pokolenia, bardzo sprawnie, na jednej rozprawie. Do wydania wyroku na Mariusza G. nie był potrzebny jego kumpel od kieliszka, z którym razem jeździli tym samym autem. Nie był nawet potrzebny on sam, czyli oskarżony, gdyż wzywany, nie stawił się w sądzie. Wyrok zapadł i pozamiatane.

Natomiast w trakcie drugiego procesu, przeciwko Adamowi F., sędzia kilkakrotnie odraczała rozprawy, bo nie zgłaszał się jego kompan Mariusz G. – w tym czasie już zaocznie osądzony, a na dodatek niebędący świadkiem zdarzenia (bo zabrali go policjanci). On jako świadek został „stworzony” przez sąd, być może z powodu nieznajomości akt przez sędzię.

Czy ten przykład może być odpowiedzią na pytanie, dlaczego polski sądy są niewydajne? Dlaczego są zapchane sprawami, które ciągną się latami? Może nie jest winny system, tylko ludzie…

Cattani

 

 

 

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy