Czy jest ratunek przed dymem z kotłowni?
JANÓW PODLASKI Dym wydobywający się z komina przy kotłowni obok Urzędu Gminy Janów Podlaski opada na okoliczne posesje i – jak mówi jeden z mieszkańców – zatruwa im życie. Wójt odpowiada, że największy dym jest tylko zaraz po rozpaleniu i potem ustaje. Trwa szukanie rozwiązań, by zaradzić kłopotliwej sytuacji.
O sprawie poinformował naszą redakcję jeden z najbliższych sąsiadów budynku Urzędu Gminy. To przy nim zlokalizowana jest kotłownia, która ogrzewa wiele okolicznych budynków. Otwarta w 2008 roku, do dziś spędza niektórym sąsiadom sen z powiek. Dlaczego? Chodzi o wydobywający się z komina gęsty, kłębiący się dym. Widać go na licznych fotografiach, które wysłali nam mieszkańcy.
– W domu śmierdzi tym dymem, w nocy nie można spać. Przewietrzyć domu nie ma jak, bo nie chcę, żeby dzieci się udusiły. Nastawiamy czujniki dymu i czadu. Jesteśmy zdesperowani. Tu chodzi o życie i zdrowie naszej rodziny. Mamy już dość czekania – mówi nam jeden z sąsiadów. Wspólnie zebrali podpisy i chcą interweniować w instytucji zajmujących się ochroną środowiska, bo dotychczasowe starania i rozmowy – chociażby z władzami gminy – nie przyniosły efektu.
– Rozmawiałem z wójtem, ale czuję się zbywany. Nie ma reakcji. A od panów z kotłowni słyszę, że dym nie jest groźny, i nic nie można z tym zrobić – żali się nam mężczyzna. Udanie się z tematem do mediów to, według niego, ostatni sposób, by zmienić swoją trudną sytuację.
Wójt gminy Janów Podlaski Leszek Chwedczuk doskonale zna sprawę, bowiem docierały do niego głosy od mieszkańców. – Szczególnie od jednego, mieszkającego w sąsiedztwie. Po budowie kotłowni, 14 lat temu, niezadowoleni byli mieszkańcy bloków. Teraz już protestów od tych mieszkańców nie ma. Większy dym pojawia się tylko wtedy, gdy jest moment rozpalenia i jest niskie ciśnienie, ale rozumiem, że może to przeszkadzać mieszkańcom sąsiednich posesji – mówi wójt.
Więcej w wydaniu papierowym „Podlasianina”.
Komentarze
Brak komentarzy