Mamy trudne czasy
Tatyana Luchna, pochodząca z miejscowości Połtawa na Ukrainie instruktorka plastyczna w Bialskim Centrum Kultury, opowiada naszej redakcji, co jej bliscy w rodzinnym kraju odczuwają od pierwszych dni wojny.
Od kiedy mieszka pani w Polsce?
– W Polsce, a dokładnie w Białej Podlaskiej mieszkam od 2014 r. Na Ukrainie mam rodzinę, przyjaciół, znajomych, którzy są teraz w samym centrum wydarzeń bojowych. Jestem z nimi w stałym kontakcie. Do 24 lutego Ukraina prowadziła niemal normalne życie. Na ulicach rzadko słyszano słowo „wojna”, nawet 23 lutego, kiedy okazało się, że powinni wprowadzić stan wyjątkowy.
Aż do momentu pierwszych ataków…
– Momentalnie pojawili się żołnierze w miastach, półki w sklepach opustoszały, ludzie panikują, kupują wszystko, co jeszcze można kupić, nie patrząc na cenę. Często można usłyszeć, jak Ukraińcy krytykują władzę rosyjską, jednocześnie stosując rosyjskie przekleństwa. W takiej sytuacji nikt już nie myśli, w jakim języku wyrazić swoje emocje. I wcale nie ma znaczenia, kto w rodzinie trzyma pilota od telewizora, nikt już nie ogląda seriali i programów rozrywkowych. Tylko wiadomości. I w tym chaosie informacyjnym, pod szum samolotów, naród ukraiński pakuje walizki, nie wiedząc, gdzie uciec, gdzie się ukryć.
Co myślą pani bliscy, ludzie na Ukrainie?
– Może nie trzeba uciekać? A może to się skończy? Na wszystko wola Boża? Co robić?! To wojna! Dopóki nie ma zwycięzcy i trwa walka, historia ma charakter probabilistyczny. Wojna jest uniwersalnym sposobem na każdy kryzys wewnętrzny. W bardzo trudnym czasie żyjemy.
Moja przyjaciółka opowiedziała mi, że tam na miejscu ludzie bardzo sobie pomagają, dzielą się produktami, jedzeniem, wspólnie kupują benzynę i przygotowują koktajle mołotowa, nikt nie ograbia mieszkań. Wszędzie są ludzie, którzy są źli i kierują się swoim interesem, ale większość jednak sobie pomaga w tych ciężkich czasach i wspiera wzajemnie.
Cały wywiad oraz aktualne informacje na temat wojny na Ukrainie znajdzie w nr 9 „Podlasianina” oraz na www.eprasa.pl.
Komentarze
Brak komentarzy