Śpiewanie to radość i kultywowanie tradycji
GMINA PISZCZAC Z Haliną Patrejko, kierownikiem zespołu Na Swojską Nutę, o tym, z czego słynie kapela i jakie sukcesy ma na swoim koncie, rozmawia Justyna Dragan.
Kiedy powstał zespół Na Swojską Nutę?
– W 1993 roku, ale wcześniej, w latach 80., powstało Koło Gospodyń Wiejskich w Zahorowie. Koło organizowało występy, obrzędy, sejmiki, ale potem działalność została zawieszona. Pomyślałyśmy, że może założymy zespół. Sąsiad, pan Mazur, umie grać na harmonii, żona pięknie śpiewa i pisze teksty. Wspólnie zdecydowaliśmy więc, że zakładamy zespół, który w 1993 r. został zarejestrowany w Wojewódzkim Ośrodku Kultury w Lublinie. I od tego się zaczęło. Na początku nie było strojów, musiałyśmy kupić kolorowe płótna, fartuszki i chustki, żeby jakoś to wyglądało.
Gdzie można było was zobaczyć i posłuchać?
– Tradycją były zawsze gminne dożynki w Piszczacu, następnie – dożynki powiatowe, na których przez 11 lat reprezentowałyśmy gminę Piszczac. Był wieniec, a część artystyczna, a więc śpiew, wiersz czy skecz były po naszej stronie. Ksiądz proboszcz Antoni Przybysz bardzo dbał o kulturę, organizowane były nawet dożynki parafialne, a my występowałyśmy na przyczepie z Choroszczynki, którą ktoś przyciągnął do nas. To było coś wspaniałego.
Jaki był odbiór waszych występów?
– Bardzo dobry. Kiedyś tego nie było, ludzie chcieli takich występów. Każda wieś należąca do parafii w Choroszczynce przygotowywała co roku bochen chleba, każda wieś miała wieńce i to było coś wspaniałego. Wieś się integrowała, było wesoło. I tak zaczęły się występy w różnych miejscowościach. Gdzie tylko nas zapraszają, to jeździmy i śpiewamy.
Podstawą waszej działalności jest śpiew. Skąd czerpiecie inspiracje?
– Głównym założycielem zespołu była Jadwiga Mazur, która już nie żyje. Nie żyje też jej siostra Zofia Wójcik, Joanna Szołucha – te panie znały wiele starych utworów, przekazanych im przez rodziców. My je dziś śpiewamy, bo pamiętamy. Pochodzę z ubogiej rodziny, ale śpiewającej, zawsze było na wesoło. Tradycją był śpiew, wesela to był śpiew na żywo. Z czasem zaczęłyśmy jeździć na konkursy i festiwale zespołów śpiewaczych.
I to z sukcesami…
– W 1999 r., na jednym z takich przeglądów zaśpiewałyśmy i przeszłyśmy z etapu powiatowego do wojewódzkiego i pojechałyśmy do Kazimierza. Otrzymałyśmy drugą nagrodę. W 2003 r. wystartowałyśmy znowu, zajęłyśmy pierwsze miejsce. Gdy zostaje się laureatem, przez cztery lata nie można startować. W 2008 r. znów pojechałyśmy na przegląd do Kazimierza, ale tym razem nie zdobyłyśmy nagrody. Podobnie w 2010 r. Ale dla nas nagrodą było choćby to, że prezentowałyśmy tam kulturę ludową Południowego Podlasia. Po dziesięciu latach pomyślałyśmy, że znów spróbujemy. W tym roku pojechałyśmy więc na eliminacje do Lublina i przeszłyśmy do finału w Kazimierzu, gdzie w sierpniu zajęłyśmy trzecie miejsce. To spory sukces. Jak dożyjemy, to za cztery lata znów pojedziemy.
Co znajduje się w waszym repertuarze?
– Wcześniej brałyśmy udział w Sejmiku Wiejskich Zespołów Teatralnych w Stoczku Łukowskim z obrzędem „Prządki”. Kolejnym razem zaprezentowałyśmy w Stoczku Łukowskim obrzęd pieczenia chleba i przeszłyśmy do kolejnego etapu w Tarnogrodzie, ale nie pojechałyśmy tam. Nie pamiętam teraz dlaczego, jakoś się chyba nie zorganizowałyśmy. Mamy też w repertuarze obrzęd kopania ziemniaków oraz inne, krótsze scenki. A jeśli chodzi o utwory, które najczęściej śpiewamy, to wymienię: „Piękne jest Podlasie”, „Głęboka studzienka”, „Szła dzieweczka”, „Boli mnie noga w biodrze”, „Oj wyszła czarna chmara”.
Komentarze
Brak komentarzy