Na oczach właścicielki ukradł samochód razem z psem

Na oczach właścicielki ukradł samochód razem z psem

BIAŁA PODLASKA Nawet policjanci byli w szoku, że do tak zuchwałej kradzieży doszło w biały dzień, na sporym osiedlu mieszkaniowym. Była środa 10 czerwca, po godzinie 13, okolica dworca PKP w Białej Podlaskiej. Kobieta wysiadła na chwilę z samochodu, żeby odebrać fakturę ze sklepu, gdy w tym czasie złodziej błyskawicznie wskoczył do samochodu i odjechał z piskiem opon ulicą wzdłuż torów kolejowych. Kobieta straciła telefon, paszport i… ukochanego małego pieska rasy shih tzu, który siedział w aucie w koszyku.

– To działo się na moich oczach. Wyszłam na dosłownie dwie, może trzy minuty. Nie wiem, skąd się ta osoba tam wzięła. To był mężczyzna w czerwonej koszulce i miał szelki. Od razu zadzwoniłam na policję. Mówiłam im, w którą stronę ten człowiek ucieka. Niestety policja przyjechała dopiero po pół godziny – opowiada właścicielka auta i psa.

Po srebrnym vanie opel vivaro nie było nawet śladu. Roztrzęsiona i zrozpaczona kobieta bardzo obawiała się, czy nie stanie się krzywda dla jej trzymiesięcznego pieska. No bo co zrobi złodziej, gdy zorientuje się, że na tylnym siedzeniu ma niepotrzebnego mu pasażera? Kobieta była gotowa nawet wyznaczyć nagrodę za pomoc w jego odnalezieniu.

Tymczasem tego samego dnia, dwie ulice dalej, przy Kolejowej, inna mieszkanka miasta znalazła błąkającego się ślicznego pieska rasy shih tzu. – Zadzwoniła do mnie moja znajoma, Edyta, że znalazła pieska, ale nie może go zatrzymać. Powiedziałam, że się nim zajmę – informuje Zuzia Starzyńska, wieloletnia wolontariuszka bialskiego schroniska Azyl. Jej koleżanka zadzwoniła najpierw do Straży Miejskiej, ale okazało się, że nie mogą przewozić psa w samochodzie. – Wzięłam więc go, napoiłam, dałam troszkę karmy, zawsze mam takie rzeczy w samochodzie, bo jestem od dawna wolontariuszką w naszym bialskim schronisku. Przeszukałam go bardzo dokładnie ze względu na kleszcze. Miał ich około 20, jedne po nim chodziły, inne były lekko wbite.

Zuzia wystawiła ogłoszenie na Facebooku, nie tylko na swoim profilu, ale również na lokalnych grupach. – Wydawało mi się dziwne, że ktoś zgubił takiego rasowego psa. Zgłosiło się dużo osób, które chętnie by go przygarnęły. Jestem doświadczona, jeżeli chodzi o takie rzeczy, więc odmawiałam wszystkim, wierząc, że ktoś go szuka – opowiada.

Wolontariuszka pojechała z psem do schroniska około godziny 19. Musiała czekać na Straż Miejską, bo tak wygląda procedura. W innym przypadku pracownik nocnej zmiany w schronisku nie mógłby przyjąć psa. – Chwilę po godzinie 21 odezwała się do mnie pani Ania, hodowczyni tego pieska, że osoba, która go od niej kupiła, została okradziona. Ukradli jej samochód, w którym był pies – relacjonuje.

Nie wiadomo, gdzie dokładnie złodziej wyrzucił zwierzę, ale szczeniak błąkał się po ulicy Kolejowej. Do wolontariuszki odezwał się syn właścicielki pieska. – Bardzo mi dziękował za opiekę nad pupilem. Jego mama najbardziej przeżywała kradzież psa. Dostałam wiele wiadomości z pretensjami, dlaczego nie oddałam zwierzęcia w „dobre ręce”, „do kochających ludzi”, tylko do schroniska. Ale ja wiedziałam, że schronisko w takiej sytuacji będzie najlepszym rozwiązaniem, bo tam nikt nie wyda pieska pierwszej lepszej osobie – mówi Zuzia Starzyńska.

Więcej na ten temat w aktualnym – papierowym i elektronicznym wydaniu „Podlasianina” https://eprasa.pl/news/podlasianin

Justyna Madan

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy