Czy przechorowaliśmy koronawirusa już zimą?
POWIAT BIALSKI Czy mieszkańcy Południowego Podlasia przechorowali już koronawirusa, i to jeszcze na długo przed tym, gdy w Polsce oficjalnie ogłoszono pierwsze przypadki zakażeń i stan epidemii? Coraz częściej to pytanie zadają sobie na przykład mieszkańcy Zalesia. To tam na przełomie lutego i marca na infekcje dróg oddechowych masowo zachorowało przeszło pięćset osób. Czy na pewno była to tylko zwykła grypa i choroby grypopodobne?
Coraz więcej wskazuje na to, że „pacjent zero” z koronawirusem mógł pojawić się w naszym kraju na kilka tygodni przed 4 marca, kiedy oficjalnie władze poinformowały o pierwszym przypadku zakażenia. Mówią o tym i lekarze, i naukowcy. Z analizy dr. Rafała Mostowego z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego wynika, że epidemia koronawirusa zaczęła się w Polsce ponad miesiąc wcześniej, niż mówią oficjalne dane.
„Szacuję, że epidemia w Polsce rozpoczęła się mniej więcej w drugiej połowie stycznia. To sugeruje, że jest mało prawdopodobne, iż pierwszy polski odnotowany przypadek zakażenia COVID-19 z 4 marca jest pierwszym zakażeniem COVID-19 w Polsce i że w tym dniu takich zakażeń było dużo więcej” – pisze dr Mostowy w swoim raporcie o przebiegu i prognozach zakażeń.
Wirus już z nami był
Dodaje jednak, że to nie znaczy, iż wtedy wirus fizycznie znajdował się na terenie Polski. Jest wysoce prawdopodobne, że prawdziwy “pacjent zero” zaraził się wirusem za granicą i dopiero po jakimś czasie przywiózł ze sobą infekcję do kraju. A to sugerowałoby, że wirus krążył po Polsce już na kilka tygodni przed tym, gdy odnotowany został oficjalnie nasz pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem.
Prawdopodobnie część zakażonych osób w ogóle nie miała objawów infekcji. Inni mogli chorować, ale nie wiedzieli, że jest to ten groźny wirus z Chin, przed którym drżał wówczas cały świat. Bo raz, że lekarze w styczniu nie umieli jeszcze diagnozować tej choroby, a dwa – służby sanitarne na dobrą sprawę nie miały nawet możliwości, żeby sprawdzić, czy jest to COVID-19, bo w Polsce nie było tekstów na tę chorobę.
W wywiadzie dla portalu Natemat.pl dziennikarka spytała Mostowego, co sądzi o tym, że górale twierdzą, że przechorowali koronawirusa zimą. Podobnie zresztą mówi się na Lubelszczyźnie. Naukowiec z UJ odpowiada, że on również otrzymał dużo maili z takimi informacjami „od osób, które opisywały przebieg ciężkiej choroby układu oddechowego, z którą zmagali się w okolicach grudnia czy stycznia”. Według niego, nie można wykluczyć, że któraś z nich przeszła koronawirusa. Choć bardziej prawdopodobne jest, że większość miała do czynienia ze zwykłą grypą.
Również zdaniem innych badaczy jest wielce prawdopodobne, że wirus był z nami już w połowie stycznia. Być może była to słabsza odmiana wirusa SARS-CoV-2, a może inny wirus. Jako przykłady opowiadają np., że wiele osób z otoczenia wspomina o ciężkim oddechu przez dwa dni, jakby coś im „siadło na płucach”, poza tym niespotykanie wysokiej gorączce oraz niewystępujących nigdy wcześniej silnych bólach głowy. Choć niektórzy naukowcy nie wykluczają, że jest to tylko efekt działania zbiorowej sugestii.
W świetle tych naukowych rewelacji pojawia się zasadnicze pytanie: czy nagłe, dziwne zachorowania tak wielu osób na przełomie lutego i marca w Zalesiu w powiecie bialskim, to była tylko zwykła grypa typu A i choroby grypopodobne, czy może jednak… koronawirus?
Wirus szybko się przenosił
Przypomnijmy, że na tajemniczego wirusa chorowały w Zalesiu całe rodziny. Objawy u wszystkich dzieci i dorosłych zgłaszających się do przychodni lekarskiej były bardzo podobne. Chorzy mieli wysoką i długo utrzymującą się gorączkę, głównie 37 st. C, ale zdarzały się przypadki, gdzie temperatura sięgała nawet 39 i 40 st. C. Dodatkowo zainfekowanym dokuczały bóle gardła, głowy, katar, kaszel, dreszcze i ogólne osłabienie.
Szczyt zachorowań nastąpił 3 lutego. Wtedy w Szkole Podstawowej w Zalesiu była najniższa frekwencja. Co trzeci uczeń był na zwolnieniu lekarskim. Oblężenie za to przeżywał ośrodek zdrowia. Wirus bardzo szybko się przenosił między ludźmi. Chorowały całe rodziny. Z tego powodu trzeba było na tydzień zamknąć tamtejszą podstawówkę. W budynku szkoły przeprowadzono dokładną dezynfekcję. Środkiem wskazanym przez sanepid i według sanitarnych wytycznych odkażone zostały balustrady, klamki, szafki, blaty i krzesła.
– W okresie od 1 stycznia do 29 lutego do PSSE w Białej Podlaskiej wpłynęła informacja o 516 zachorowaniach grypopodobnych i 8 zachorowaniach na grypę u pacjentów zdeklarowanych do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej w Zalesiu – informuje Marcin Nowik, państwowy powiatowy inspektor sanitarny w Białej Podlaskiej.
Sanepid pobrał próbki do badań od ośmiu losowo wybranych uczniów szkoły w Zalesiu. We wszystkich przypadkach wykazały one grypę. Dlatego na podstawie przebadanych próbek orzeczono wtedy, że za tak liczne zachorowania w miejscowości odpowiada wirus grypy typu A.
Pytamy zatem, czy chorym z Zalesia wykonano testy w kierunku koronawirusa i czy w ogóle w czasie, gdy oficjalnie w Polsce nie było potwierdzonego przypadku zakażenia, krajowe laboratoria takie testy przeprowadzały. – W tamtym okresie Inspekcja Sanitarna nie miała możliwości zlecenia wykonania testu w kierunku obecności wirusa SARS-CoV-2 w badanym materiale – wyjaśnia Nowik.
Czy istnieje więc możliwość, że skoro tego w Zalesiu nie sprawdzono, to mieliśmy niewykryte przypadki zachorowania na koronawirusa? Dyrektor bialskiej PSSE odpowiada: – Badania na obecność koronawirusa SARS-CoV-2 nie były wykonywane u osób chorych, wykazanych w ognisku epidemicznym zachorowań na grypę w Zalesiu, ponieważ nie było ku temu podstaw epidemiologicznych. Należy zauważyć, że Polska w tamtym okresie nie była uznawana za kraj, w którym dochodzi do lokalnej transmisji wirusa SARS-CoV-2, a wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia dla państw bez lokalnej transmisji wirusa jasno stwierdzają, że diagnostykę w kierunku COVID-19 należy prowadzić po wykluczeniu zachorowania na grypę.
Pierwsze testy tylko osobom z zagranicy
W czasie, gdy w Zalesiu epidemia szalała w najlepsze, w powiecie testowano już pierwsze przypadki podejrzenia koronawirusa. Ale podobnie jak robiono to w całym kraju, nie u wszystkich osób zgłaszających objawy grypopodobne, ale tylko w określonych sytuacjach. Testy były na wagę złota, więc wykonywano je tylko niektórym osobom wracającym z zagranicy lub komuś, kto miał objawy i kontaktował się osobą przebywającą poza krajem. Choć to tylko teoria. W „Podlasianinie” opisywaliśmy przypadek kierowcy tira, który 23 marca wracał z trasy za granicą i miał objawy chorobowe, ale nikt nie chciał go przebadać, tylko kazano mu siedzieć w domowej kwarantannie. Żona musiała się wyprowadzić z domu, choć nie było właściwie wiadomo, czy mąż jest zakażony, bo odpowiednie służby sanitarne i medyczne żałowały zrobić test.
Jak się dowiadujemy, pierwsza próbka od osoby z podejrzeniem koronawirusa z powiatu bialskiego została przekazana do laboratorium 31 stycznia przez Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Białej Podlaskiej. Była to osoba, która wróciła z Tajlandii, czyli kraju o wysokiej transmisji koronawirusa, dlatego, według zaleceń GIS i Ministerstwa Zdrowia, w jej przypadku taki test wykonano.
Podobne jak w Zalesiu masowe zachorowania miały w tym czasie miejsce również w innych częściach województwa lubelskiego. Z powodu infekcji grypopodobnych zamknięto wtedy szkoły w Wielączy Kolonii (powiat zamojski), Spiczynie (łęczyński) i Jabłonnie (lubelski). A Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Lublinie informowała o wysokiej zachorowalności na grypę i śmierci trzech osób w wieku powyżej 60. roku życia.
Więcej na ten temat w aktualnym – papierowym i cyfrowym wydaniu „Podlasianina” na https://eprasa.pl/news/podlasianin
Monika Pawluk
Komentarze
Brak komentarzy