Kamil na zawsze pozostanie w naszych sercach

Kamil na zawsze pozostanie w naszych sercach

BIAŁA PODLASKA Nie tak miały wyglądać święta w rodzinie Janików. Kilka dni przed Wigilią przyszła smutna wiadomość. Ich syn, mąż i brat przegrał walkę ze złośliwym nowotworem mózgu. Kamila pochowano 27 grudnia po mszy w kościele pw. Św. Kazimierza Królewicza.

Pochodzący z Białej Podlaskiej kapitan Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim Kamil Janik przez ostatnie lata przeszedł wiele. Historia jego choroby ma początek w październiku 2014 r., kiedy to zaraz po przyjściu do pracy po raz pierwszy stracił przytomność. Kilka godzin później, po wstępnych badaniach, okazało się, że choruje na guza mózgu. Niestety, kolejne badania wykazały wysoki stopień zaawansowania oraz pilną potrzebę interwencji chirurgicznej.

Guz został usunięty, ale po pewnym czasie okazało się, że odrasta. Potem przyszedł kolejny cios: guz jest złośliwy i jest to zwojakoglejak anaplastyczny. Kamil został zakwalifikowany na radiochemioterapię. W szpitalu spędził półtora miesiąca. W międzyczasie wraz z rodziną postanowili wdrożyć leczenie niekonwencjonalne.

Wspólne starania uśpiły nieprzyjaciela, jednak nowotwór znów dał o sobie znać. Leczenie Kamila było trudne, nie brakowało krytycznych momentów. Odbywało się nie tylko w Polsce, ale i w Niemczech. Miał m.in. wykonywany drenaż płynu mózgowo-rdzeniowego. Momentami dawało to ulgę, ale w grudniu jego stan się pogorszył. Kamil przebywał w szpitalu w stanie ciężkim, a rodzina wciąż prosiła o wsparcie i otuchę.

– Przez ostatnie dwa miesiące Kamil przebywał w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym w Lublinie. Miał wykonywany kilkukrotnie zabieg drenażu płynu mózgowo-rdzeniowego. Niestety, długi pobyt w szpitalu nie pomagał i brak odporności skutkował różnymi ciężkimi infekcjami – wspomina Marzena Wakulska-Janik, żona Kamila.

Ostatnie tygodnie były dla rodziny szczególnie ciężkie, bowiem Kamil przestał mówić. Do końca jednak wierzyli, że ich słyszy. Ojciec włączał mu na słuchawkach ukochany zespół U2. Bliskim trudno było patrzeć na jego cierpienie. Koniec przyszedł 20 grudnia. Informację o śmieci rodzina przekazała za pośrednictwem Facebooka, poprzez który prowadzone były liczne zbiórki na leczenie.

Trudno zliczyć ile ich było. To m.in. koncerty charytatywne i mecze, podczas których prowadzone były licytacje na rzecz Kamila. – Nie spodziewaliśmy się tak dużego odzewu na nasze zbiórki i zaangażowania innych ludzi. W imieniu swoim jak i całej rodziny bardzo dziękujemy. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Kamil walczył przez cały ten czas. Nigdy się nie poddawał. Zapamiętam go jako uśmiechniętego chłopaka, który sam był zawsze gotów do pomocy i, jak się okazało, mógł liczyć na taką armię dobrych serc – podkreśla żona bialczanina.

– Wiedzieliśmy, że ten dzień nadejdzie. Jest ciężko, ale nie mamy wyjścia, musimy sobie jakoś z tym radzić. Pod koniec byliśmy na to przygotowani, jednak nie da się tego poukładać w głowie. On jest z nami i będzie dalej. Na zawsze będzie w naszych sercach. Dla nas ważne jest też to, że on nie cierpi – mówi matka Małgorzata Janik-Bańbura.

Kamil odszedł na zawsze, jednak pewne jest, że zostanie w sercach swoich bliskich. – Zapamiętam go jako tę jedyną osobę, na którą zawsze mogłam liczyć, była moim ogromnym wsparciem i mam nadzieję, że ja dla niego również – kończy żona Marzena. A rodzice przekonują, że dalej będą pomagać potrzebującym. – Otrzymaliśmy tyle dobra, że trudno to sobie wyobrazić. Nie wykorzystaliśmy wszystkich zebranych pieniędzy, bo nie było już możliwości leczenia Kamila. Przekażemy je innym potrzebującym – mówi matka.

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy