Z wizytą za Bugiem 2025 (cz. 4). Gigantyczny krater, czyli Granit w Mikaszewiczach

Z wizytą za Bugiem 2025 (cz. 4). Gigantyczny krater, czyli Granit w Mikaszewiczach
fot. Jacek Korwin

Jednym z najbardziej niesamowitych punktów programu naszego tegorocznego wyjazdu do Białorusi była wizyta w Republikańskim Unitarnym Przedsiębiorstwie Produkcyjnym Granit, w leżących przy wschodniej granicy obwodu brzeskiego Mikaszewiczach. Przez dwie godziny mogliśmy oglądać, jak wydobywa się skały w największej tego typu firmie w Europie Środkowej. Dech w piersiach zapierały szczególnie pracujące przy tym ogromne urządzenia i pojazdy.


Pod koniec marca grupa podlaskich dziennikarzy pojechała na Polesie za wschodnią granicę, na zaproszenie brzeskiego oddziału Związku Dziennikarzy Białorusi. Podczas trzydniowej podróży chodziliśmy śladami polskości, zwiedzaliśmy muzea, dworki, wiodące zakłady pracy, ale i podglądaliśmy zwykłe życie Białorusinów. Towarzyszyli nam Władimir Szparło, twórca założonego wkrótce po ogłoszeniu przez Białoruś niepodległości pisma „Wiecziernyj Briest” („Wieczorny Brześć”), oraz sekretarz brzeskiego oddziału wspomnianego Związku Dziennikarzy Vadim Stasuk. W kilku publikacjach opisujemy naszym czytelnikom miejsca, które warto zobaczyć, gdy – miejmy nadzieję, że już niedługo – będzie można normalnie przekraczać polsko-białoruską granicę.


Historia złoża zaczęła się w 1963 roku, kiedy to 500 metrów na zachód od miasta Mikaszewicze białoruska ekspedycja odkryła duże złoża kamienia budowlanego, sięgające na głębokość 150 metrów – i na taką zaprojektowano kamieniołom. Później okazało się, że sięgają one jeszcze niżej. Wydobycie rozpoczęto w 1973 roku, i obecnie kamieniołom Mikaszewicze jest największym odkrywkowym wyrobiskiem górniczym w Europie Środkowej.

Ogromna dziura w ziemi

Kamieniołom zajmuje w chwili obecnej powierzchnię 460 hektarów i 150 m głębokości (fot. Roman Laszuk)

Już po kilkuset metrach jazdy wycieczkowym „granitowym” busem w kierunku kopalni, zaczęliśmy dostrzegać wyjątkowość otoczenia. Inność nadawały mu znajdujące się wzdłuż drogi elektryczne słupy, nie wkopane w ziemię, a utrzymujące się w pionie jedynie dzięki temu, że stały w usypanych kopcach ziemi. Szybko poinformowano nas, że przykrywająca grubą litą skałę ziemia ma tu niewielką grubość, i słupa w żaden sposób nie dałoby się w niej na stałe umieścić.

W pewnym momencie pojazd stanął, a po wyjściu z niego naszym oczom ukazało się coś, czego nigdy w życiu nie widzieliśmy – przypominająca krater gigantyczna dziura w ziemi. Za chwilę wrażenie spotęgowało podejście do stojącej na jej krawędzi barierki. Jak powiedział towarzyszący nam Aleksandr Kuryłowicz, zastępca głównego inżyniera ds. produkcji, powierzchnia ogromnego dołu o głębokości 150 m (20 m poniżej poziomu Morza Bałtyckiego) ma w chwili obecnej 460 hektarów i z roku na rok się powiększa.

Boczne ściany megadołu składają się z tarasów (naliczyliśmy ich jedenaście), na których pracują ogromne koparki o objętości łyżki do 11 m sześc. Wysadzoną skałę załadowują one do nadjeżdżających ciężarówek, a te wywożą ją najpierw na wagę, skąd następnie trafia do zakładu kruszenia i sortowania, gdzie jest dzielona na różne frakcje. Największy głaz, jaki udało się wywieźć na powierzchnię, ważył 2,79 tony.

90 ton na ciężarówce

Każda ciężarówka ma widoczną wagę na wyświetlaczu obok kabiny. Przeważnie jest to 80-90, a czasem nawet 100 ton

W dniu, w którym odwiedziliśmy kopalnię, pracowało 35 z 50 ciężarówek (całe przedsiębiorstwo posiada ich kilkakrotnie więcej). Każda z nich, jak zauważyliśmy, opuszczała kopalnię z około – uwaga – 80-90-tonowym ładunkiem! Jak nas poinformowano, samo jedno z czterech kół takiego pojazdu waży 4 tony i kosztuje 12 tys. dolarów. Produkcja w liczącym 2200 pracowników zakładzie jest tak duża, że dziennie wyjeżdża z niego 800 wagonów z posegregowanymi skałami. Rocznie wydobywa się tu bowiem blisko 8 mln m sześc. różnego koloru skał.

Gdy po zapoznaniu się z eksponowanym dla turystów na górze sprzętem, m.in. w postaci koparki, ciężarówek, różnego rodzaju kół do nich i ogromnego wiertła, przetransportowano nas w dół, na jeden z tarasów. Gdy już tam byliśmy, towarzyszył nam ciągły szum spadającej wody. Okazało się, że docierał on do nas z naturalnych wodospadów, które utworzyła spływająca z pól woda. Jak powiedziała nam przewodniczka Julia Samojlenka, w ciągu doby na dno wyrobiska, wskutek grawitacji, dociera 100 tys. m sześc. wody, którą trzeba stale wypompowywać.

300 zł za 18 dni w sanatorium

Potężny kompleks przedsiębiorstwa Granit (fot. ze strony Granit.by)

Przedsiębiorstwo zatrudnia 2200 pracowników. Wielu z nich dowożonych jest z okolicznych miejscowości, a następnie odwożonych zakładowymi autobusami. W wolnym czasie mają do dyspozycji przyzakładowe: pałac kultury (na jego terenie znajduje się otwarty kompleks sportowy ze strefą aktywnego wypoczynku), pływalnię, plac zabaw dla dzieci z samochodami elektrycznymi, trampolinami i dmuchanymi zjeżdżalniami, a zimą działa lodowisko z wypożyczalnią sprzętu sportowego.

Przedsiębiorstwo posiada również sanatorium Svitanok, w którym opłata za 18 dni pobytu pracownika lub członka rodziny wynosi tylko 250 rubli (około 300 zł), przy średniej miesięcznej płacy – w przeliczeniu – blisko 4 tys. zł. Firma wspiera ponadto miejscowy piłkarski klub Granit, który w latach 2008-2010 występował nawet w białoruskiej ekstraklasie. W grudniu 2015 roku powstało zakładowe muzeum, a dwa lata później otwarto nową przestronna jadalnię, dwie małe warsztatowe stołówki i bufet.

Granit zaprasza

W podziękowaniu za wizytę Julia Samojlenka obdarowała nas kalendarzami, w którym opublikowano wykonane przez dzieci rysunki związane z działalnością Granitu. My zaś w rewanżu wręczyliśmy naszej przewodniczce zestaw wydawnictw i gadżetów promujących Powiat Bialski, przekazany nam przed wyjazdem za Bug przez starostę bialskiego Mariusza Filipiuka.

Na zakończenie naszej dziennikarskiej wizyty Julia Samojlenka wyraziła nadzieję, że znajdującą się około 280 km na wschód od Brześcia odkrywkową kopalnię Granit wkrótce zaczną odwiedzać inni turyści z Polski. Zwiedzanie, za odpowiednią opłatą, wyrobiska i zakładu jest bowiem tak interesujące, że obecnie każdego dnia do Mikaszewicz przyjeżdżają średnio dwie wycieczki, przeważnie szkolne. Potwierdzamy – naprawdę jest co zobaczyć.

tekst Roman Laszuk

Czytaj też:

Z wizytą za Bugiem 2025 (cz. 1). Perełka neogotyku w Zakozielu

Z wizytą za Bugiem 2025 (cz. 2). Niezwykłe fartuszki z Bezdzieży przy akompaniamencie Swojaków

Z wizytą za Bugiem 2025 (cz. 3). Napoleon Orda zaprasza do wsi Worocewicze

zdjęcia Roman Laszuk, Jacek Korwin i Grażyna Hankiewicz

Dodaj komentarz

Komentarze

    Brak komentarzy