Historie kryminalne: Balladyna z Huszczy
Morderca został skazany na karę śmierci przez powieszenie. Dopiero kasacja wyroku uchroniła go od szubienicy, ale nie od długiego pobytu za kratami
Zwłoki leżały w strumyku, wijącym się pośród lasu. Ciało było częściowo zanurzone w płytkiej wodzie. Chłopiec wystawiał twarz do słońca. Jego rysy wydawały się być spokojne, tylko w oczach zastygł jakby cień zdziwienia, może protestu. Na szyi odcisnęły się palce okrutnego mordercy…
Zabójstwo niespełna dziewięcioletniego Bolka wywołało w Huszczy wstrząsające wrażenie. Ludzie płakali nad nieszczęściem, jakie dotknęło rodzinę chłopca, i zadawali sobie pytanie, co za potwór pozbawił dziecko życia. Może to jakieś fatum? – zastanawiano się. Najpierw jeden brat, teraz drugi. Obie śmierci tragiczne, zagadkowe. Czy ojciec nie dostanie z rozpaczy pomieszania zmysłów?
Zamożna i bogobojna rodzina
Huszcza w powiecie Biała Podlaska, nazywana dziś „zagłębiem sękaczy”, jest miejscowością o bogatej historii i tradycjach narodowościowych. W 1699 r. w pracach komisji powołanej przez biskupa Franciszka Michała Prażmowskiego do zbadania i ogłoszenia cudowności obrazu Matki Bożej w Leśnej Podlaskiej, uczestniczył proboszcz z Huszczy Piotr Rosiński. W czasie powstania styczniowego mieszkańcy wsi postawili kosy na sztorc i dzielnie bili się o wolność ojczyzny. Wielu złożyło w ofierze życie.
Huszcza jest malowniczo położona pośród lasów i rozlewisk Bugu. W pierwszych dekadach XX wieku wieś liczyła przeszło 200 domów. W latach 30. żyła tu rodzina R. Byli bogobojnymi ludźmi i zamożnymi gospodarzami, mieli sporo ziemi uprawnej i żywego inwentarza. W domu niczego nie brakowało.
Gospodarze dochowali się trojga potomstwa: córki i dwóch synów. Bardzo kochali swoje dzieci i – jak kto zapobiegliwi rodzice – każdemu z trójki chcieli urządzić dostatnie, wolne od trosk życie. Gospodarkę planowali sprawiedliwie podzielić między synów. Natomiast córka, zgodnie ze zwyczajem wiejskim, miała „pójść w świat”, czyli wydać się za mąż. Oczywiście nie za pierwszego lepszego parobka, lecz za kawalera z równie zasobnego domu jak ich. Ojciec zapowiadał, że sam tego dopilnuje.
Morderstwo pod domem
Byli ludźmi szanowanymi, poczciwymi i nie chytrymi. Jednak od jakiegoś czasu prześladował ich okrutny los. Najpierw zmarła żona gospodarza. Zachorowała. Słabła z miesiąca na miesiąc i nie było dla niej ratunku.
W domu zapanował smutek, ale cóż mogli poradzić? Taka była wola boska, której niepodobna się przeciwstawić. Rodzina pochowała zmarłą jak należy i nigdy o niej nie zapominała. Życie potoczyło się dalej. Czas płynął, dzieci rosły jak na drożdżach. Należało spoglądać w przyszłość, zamiast oglądać się do tyłu. Nikt nie przypuszczał, że na rodzinę czyhają kolejne nieszczęścia.
W 1933 r. przed domem znalezione zostały zmasakrowane zwłoki młodszego z synów. Chłopiec został bestialsko zamordowany. Miał poderżnięte gardło. Gdy ojciec zobaczył ciało, padł bez czucia na ziemię. Potem całymi dniami siedział w izbie, odrętwiały na skutek szoku i żałośnie płakał.
Śledztwo w sprawie zabójstwa dziecka prowadzili agenci śledczy z Białej Podlaskiej. Po dokładnym zbadaniu ułożenia ciała i miejsca przed domem, gdzie znaleziono martwego chłopca, stwierdzili, że nieszczęśnik tu właśnie został pozbawiony życia. Jako narzędzia zbrodni użyto brzytwy.
Sprawcy nie wykryto
Brutalność sprawcy zdawała się sugerować, że morderstwo zostało popełnione przez zawodowego przestępcę, być może w celu rabunkowym. Dom zasobnych włościan mógł być łakomym kąskiem dla bandyty. Może nawet było ich kilku. Niewykluczone, że gdy chcieli wejść do mieszkania i przetrząsnąć je w poszukiwaniu gotówki i kosztowności, na drodze rabusiów stanął mały chłopiec. Postanowili więc się go pozbyć.
Ale motywem zbrodni nie był rabunek. Ponad wszelką wątpliwość ustalono bowiem, że ani z mieszkania, ani z budynków gospodarskich nic nie zostało skradzione. W tej sytuacji policja rozpatrywała inne wątki. Brano pod uwagę m.in. motyw zemsty osobistej. Przypuszczano jednak, że morderca nie miał złości do kilkuletniego chłopca, natomiast chciał sprawić ból ojcu lub siostrze, zabijając tego, którego kochali. Oboje zostali przesłuchani, dokładnie sprawdzono ich przeszłość, na temat rodziny R. rozmawiano z mieszkańcami Huszczy.
Motyw zemsty również został odrzucony przez śledczych. Owszem, w kręgu znajomych gospodarza i jego córki byli ludzie, którzy, czy to z zawiści, czy to z innych powodów, nieszczególnie ich lubili. Może znaleźliby się i uważający, że zostali przez nich pokrzywdzeni. Jednak w żaden sposób nikt nie potrafił wskazać osoby, która mogła pałać do nich tak wielką nienawiścią, że zamordowała małego chłopca. Po upływie kilku miesięcy śledztwo w sprawie zabójstwa zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy.
Wieś współczuła pozostałej przy życiu rodzinie R., ale powoli zapominano o strasznej tragedii. Minęły dwa lata z okładem…
Cyganie porwali Boleczka…
Był piękny, letni dzień. Ojciec od rana pracował w polu. Licząca lat 16 Józefa R. opiekowała się młodszym braciszkiem. Żeby go zabawić, zaproponowała pójście do lasu. Bolek z radością zgodził się na wyprawę po jagody.
Siostra trzymała go troskliwie za rękę, gdy szli razem drogą prowadzącą do boru. Józia wyrosła na piękną dziewczynę. Była drobna i zgrabna. Miała delikatne rysy twarzy. W jej dużych oczach, na skutek przeżytych tragedii, wciąż malował się smutek.
Po upływie jakichś dwóch godzin zobaczono Józefę, jak biegła co duchu od lasu w kierunku domu. Nie towarzyszył jej brat. Dziewczyna wyglądała na wystraszoną. Ubranie, które miała na sobie, było wymięte i w paru miejscach rozdarte.
– Co się stało, na Boga? – spytała jedna z sąsiadek.
Odpowiedź zmroziła jej krew w żyłach. – Cyganie porwali Boleczka! A mnie… mnie zniewolili gwałtem! – wykrztusiła dziewczyna i zaniosła się płaczem.
Wiadomość wywołała poruszenie we wsi. Mężczyźni, zaopatrzywszy się w kosy i grube kije, ruszyli w las na poszukiwania Bolka. Niebawem przybyła policja, która rozpoczęła dochodzenie w sprawie rzekomego porwania dziecka.
Z zeznania złożonego przez wciąż roztrzęsioną córkę gospodarza wynikało, że gdy poszła z bratem do lasu nazbierać jagód, oboje zostali zaatakowani przez grupę śniadolicych i ciemnowłosych mężczyzn. Dwaj lub trzej pochwycili Bolka na ręce i pobiegli z nim w głąb lasu. Pozostali przytrzymali Józefę, która się szarpała, bo chciała ratować brata. Jeden ze zbirów, grożąc użyciem noża, zgwałcił ją przemocą. A potem wszyscy oddalili się.
Kłamstwo ma krótkie nogi
Dziewięcioletniego Bolesława R. znaleziono martwego. Leżał w płytkim strumyku, przepływającym przez las. Obdukcja lekarska wykazała, że chłopiec został uduszony. Sine ślady palców widniały na jego szyi.
Wobec zaistniałej sytuacji funkcjonariusze policji przystąpili do ponownego dokładnego przeszukiwania lasu. Raz jeszcze przesłuchano Józefę R., a dziewczyna powtórzyła niemal słowo w słowo to, co mówiła wcześniej.
– Czy jest panienka zupełnie pewna, że ci, którzy na was napadli, to byli Cyganie? – spytał w pewnym momencie jeden z agentów śledczych.
– No a jakże?! – obruszyła się. – Kim niby mieli być? Wyglądali jak Cyganie, mówili jak Cyganie…
To jednak nie mogło być prawdą. Dziewczyna wymyśliła sobie Cyganów. Po dokładnym sprawdzeniu okolicy okazało się bowiem, że żadna grupa Romów nie koczowała w ostatnim czasie w pobliżu Huszczy. Ponadto w miejscu rzekomego napadu nie stwierdzono śladów walki, które musiałyby się tam znajdować, gdyby dziewczyna wyrywała się oprawcom.
Kolejne kłamstwo to jej słowa o gwałcie. Żadnego gwałtu nie było! Józefa R. zbladła, gdy policja nakazała jej poddać się badaniom lekarskim intymnej części ciała. Umilkła, po jej twarzy zaczęły po chwili płynąć łzy. Ale to nie były łzy żalu. Bardziej zawodu lub złości, że wszystko wzięło w łeb… Napomniana ostro przez policjantów, zaczęła mówić.
Kochankowie z piekła rodem
Dawno temu dowiedziała się, że gospodarkę odziedziczą po ojcu jej bracia, a ona dostanie jedynie jako taki posag, gdy będzie wychodziła za mąż. Nie mogła przeciwstawić się woli rodzica i w zasadzie pogodziła się, że jest dla niego tym drugim, gorszym sortem, bo nosi spódnicę zamiast spodni.
Całkiem niedawno zakochała się, chciała wyjść za mąż. Marcin K., jej wybranek, nie pochodził z zamożnej rodziny. Może jednak liczył na bogatą żonę, bo gdy dowiedział się, że Józefa nie odziedziczy schedy, zaczął ją buntować: – Nie może tak być, że Bolek dostanie wszystko, a my będziemy przymierać głodem.
Szantażował ją emocjonalnie, zapowiadał, że się z nią nie ożeni, jeśli będzie biedna. W końcu uległa namowom. Jedynym sposobem, żeby mogła po śmierci ojca posiąść gospodarkę, było wyeliminowanie jej brata.
Miała go otruć. Ale plan się nie powiódł. Wymyślili więc, że wyprowadzi chłopca do lasu. Tam czekał w ukryciu Marcin K. Udusił Bolka i wepchnął ciało do strumienia. Kazał następnie narzeczonej wymiąć sukienkę, pobiec do wsi i udając przerażenie, krzyczeć, że napadła ich banda Cyganów.
W lutym 1936 r. oboje stanęli przed Sądem Okręgowym w Lublinie na sesji wyjazdowej w Białej Podlaskiej, oskarżeni o morderstwo. Marcin K. wyparł się winy. Przyznał się, że był w związku miłosnym z Józefą R., zaprzeczył natomiast, że namawiał ją do pozbycia się brata i że brał udział w zbrodni. W tym czasie miał przebywać 10 kilometrów od miejsca zabójstwa. Świadkowie to potwierdzili. Na tej podstawie sąd uniewinnił mężczyznę od zarzutu. Natomiast Józefa R. osadzona została w domu poprawy, gdzie miała przebywać do osiągnięcia pełnoletności. Próbowano ustalić, czy „Balladyna z Huszczy”, kierując się tym samym motywem, była sprawczynią zabójstwa drugiego ze swoich braci przed dwoma laty. W świetle ujawnionych o niej informacji, nie wykluczono takiej możliwości. Na postawienie zarzutu zabrakło jednak dowodów.
Prokurator odwołał się od wyroku sądu. Okazało się, że alibi Marcina K. nie było stuprocentowe. Miał rower. Mógł nim przyjechać do lasu w Huszczy z odległej o 10 km miejscowości, udusić chłopca, po czym szybko wrócić i zadbać o to, żeby widzieli go świadkowie. W październiku 1936 r. Sąd Apelacyjny uznał winę Marcina K. i skazał go na karę śmierci przez powieszenie. Kasacja wyroku dokonana przez Sąd Najwyższy uchroniła oskarżonego od szubienicy, ale nie od długiego pobytu za kratami.
Komentarze
Brak komentarzy