80 lat temu Niemcy zestrzelili pod Międzyrzecem latającą fortecę
Uczestnicy uroczystości upamiętniającej 80. rocznicę zestrzelenia B-17 G
21 czerwca 2024 roku minęło 80 lat od zestrzelenia w okolicach Międzyrzeca Podlaskiego latającej fortecy B-17. To dramatyczne wydarzenie, losy załogi i bohaterska akcja partyzantów z oddziału „Zenona”, stały się potem przyczynkiem do budowy pomnika, będącego symbolem ofiary amerykańskich lotników poniesionej dla uwolnienia Europy spod niemieckiej okupacji. Pozostaje dziś obowiązkiem nas, współczesnych, otoczenie pomnika należytą opieką, ale przede wszystkim zachowanie pamięci o tamtych Amerykanach i naszych partyzantach, którzy się nimi zaopiekowali.
Może być kilka początków tej opowieści. Ostatecznie wszystkie się przenikają. To rozpętana przez Niemcy II wojna światowa, powstanie polskiego Państwa Podziemnego, utworzenie koalicji antyhitlerowskiej, siła frontu wschodniego, desant w Normandii, pokonanie Niemiec. Wydarzenia części z nich się łączą. To operacja lotnicza aliantów zachodnich we współpracy z ZSSR pn. „Frantic” i Oddział Partyzancki 34. pułku piechoty Armii Krajowej.
Po przystąpieniu USA do wojny, istotną rolę zaczęły odgrywać zmasowane naloty na cele niemieckie, z użyciem latających fortec B-17. Zapotrzebowanie na te bombowce systematycznie rosło. W szczytowym momencie ich produkcja osiągnęła 16 egzemplarzy na dobę, czyli 112 w ciągu tygodnia. Dla porównania, przeciętne straty tygodniowe B-17 wynosiły 60 maszyn.
Problemem była odległość do celów w Niemczech, ale przede wszystkim na terenach okupowanych. W wielu przypadkach przekraczała zasięg bombowców, dający możliwość powrotu na lotnisko startu. W kwietniu 1944 roku doszło do porozumienia amerykańsko-sowieckiego. Wytypowane zostały trzy lotniska, położone na Ukrainie w okolicach Kijowa.
Pierwszym była baza w Połtawie, zdolna do przyjęcia ponad 200 ciężkich bombowców. Drugie lotnisko, w Myrhorodzie – tylko kilku. Z kolei baza w Pyriatynie mogła być wykorzystywana wyłącznie przez myśliwce. Loty wahadłowe miały być prowadzone z Włoch lub Anglii. Operacji nadano kryptonim „Frantic”, co znaczy „Szaleństwo”. Pierwszy lot wahadłowy odbył się 2 czerwca 1944 roku. Wzięły w nim udział samoloty 15. Armii Powietrznej, bazującej we Włoszech, wykonujące zadania na obszarze południowo-wschodniej Europy. Do węzła połtawskiego doleciało 128 latających fortec B-17, pod osłoną 64 myśliwców Mustang P-51. W sumie przeprowadzonych zostało siedem operacji w ramach lotów wahadłowych pod kryptonimem „Frantic”. Ostatni odbył się 18 września 1944 roku.
Operacja „Frantic Joe” i partyzanci AK
Samolot, który ma związek wydarzeniami, jakie upamiętnia pomnik B-17 koło Worońca, brał udział w pierwszej wyprawie bombowej przeprowadzonej z Anglii. Odbyło się to 21 czerwca 1944 roku. Określono ją jako „Frantic Joe”. Latające fortece wystartowały o godzinie 5.30 z kilku lotnisk, położonych w południowo-wschodniej Anglii. Wyznaczona trasa wiodła nad Niemcami, terenami Polski, Warszawą i Brześciem do węzła lotniskowego Połtawa. Przed Berlinem od głównej grupy odłączyło 114 samolotów B-17, by zbombardować rafinerię syntetycznego oleju napędowego w położonym 120 km na południe mieście Ruhland. Po wykonaniu bombardowania na terenie III Rzeszy, samoloty skierowały się na wschód.
Około godziny 12.30 ugrupowanie znalazło się w rejonie Międzyrzeca Podlaskiego. Wtedy nastąpił atak myśliwców niemieckich z lotnisk polowych w Krzewicy i Halasach. Zdołały zestrzelić dwa z kilkudziesięciu samolotów P-51 Mustang, eskortujących amerykańską wyprawę. Dostęp do bombowców stał się łatwiejszy. Jeden z nich został ostrzelany przez Messerschmitta Me-109. Kule uszkodziły dwa silniki, w skrzydle powstała ogromna wyrwa. Samolot przechylił się gwałtownie na lewe skrzydło i zaczął gwałtownie opadać. Wszystkich dziesięciu członków załogi wykonało skoki ratownicze ze spadochronami.
Trzech członków załogi zestrzelonej fortecy B-17: sierżant Jack P. White – radiooperator, sierż. William Cabaniss – strzelec okrągłej wieżyczki oraz sierż. Arnold G. Shumate – strzelec tylny, dostało się do niewoli niemieckiej. Nie doczekali wyzwolenia, ginąc w obozach jenieckich. Siedmiu pozostałych, którymi byli: por. Louis R. Hernandez – pilot, por. Thomas J. Madden – drugi pilot, ppor. Alfred R. Lea – nawigator, ppor. Joseph C. Baker – bombardier, sierż. Anthony Hutchinson – inżynier, sierż. Robert Gilbert – strzelec boczny i sierż. Herschell Wise – strzelec boczny, zostało podjętych przez żołnierzy Oddziału Partyzanckiego 34. Pułku Piechoty 9. Podlaskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, dowodzonego przez wówczas porucznika – Stefana Wyrzykowskiego „Zenona”.
Po zauważeniu spadochronów na niebie, dowódca partyzantów na czele plutonu kawalerii wyruszył w ich kierunku. Za nimi na taczankach podążały trzy cekaemy, a na wozach drabiniastych pluton strzelecki. W miejscu lądowania partyzanci zorientowali się, że w kierunku ukrywających się w zbożu lotników posuwa się niemiecka tyraliera. Ostrzelali ją z cekaemów, co skłoniło wroga do zatrzymania się. Wkrótce, w odległości 200 metrów, odnaleźli czterech lotników.
Trzech innych członków załogi B-17 znalazły zakonspirowane placówki zewnętrzne oddziału. Tak formalnie w raportach określano współpracujących z partyzantami mieszkańców wsi.
Już po powrocie do swych baz, spisane zostały relacje Amerykanów z przebiegu wydarzeń. Chociaż niekiedy brakuje w nich spójności, generalnie dają obraz, co się wtedy działo. Sierżant Hutchinson pamiętał, że po wylądowaniu ze spadochronem w polu, zrzucił z siebie uprzęż i kamizelkę ratunkową. Do pracujących rolników krzyknął po angielsku, że jest Amerykaninem. Odpowiedziały mu przyjazne głosy: comrade, czyli przyjaciele. Wyciągnął mały podręczny słownik angielsko-polsko-niemiecko-rosyjski i pokazał pytanie, czy mogą go ukryć. On pierwszy trafił do domu, w którym wkrótce pojawił się też por. Hernandez.
Z relacji Hernandeza wynika, że do momentu znalezienia się w okolicach Międzyrzeca Podlaskiego lot na wschód przebiegał spokojnie. Tej latającej fortecy, znajdującej się w grupie ponad setki innych, w bliskiej odległości towarzyszyły dwa eskortujące myśliwce P-51 Mustang, oznaczone na kadłubach akurat numerami 2 i 3. Niespodziewanie najpierw one zostały zaatakowane przez cztery Messerschmitty Me-109 i skutecznie trafione. Mustang z numerem 2 zapalił się. Pojawiły się kolejne Me-109. Jeden z nich, pilotowany przez asa myśliwskiego Adolfa Peipera, trafił z działek w bombowiec. B-17 zaczął tracić wysokość. Por. Hernandez wydał polecenie opuszczenia samolotu. Sam wyskoczył jako ostatni. Stracił przy tym przytomność. Odzyskał ją dopiero, kiedy w łanie żyta znalazły go młode dziewczęta i zaniosły do pobliskiego domu. Był tam już inny członek załogi – sierżant Hutchinson. Obu gospodarze owinęli w wełniane koce ukryli w zbożu, każąc cicho leżeć i czekać.
Ci dwaj jeszcze wieczorem tego samego dnia spotkali się z pozostałymi pięcioma lotnikami.
Pod opieką partyzantów przebywali 37 dni. Byli świadkami partyzanckiej doli, bitew z Niemcami i uczestnikami uroczystości patriotycznych. Kiedy front wschodni wkroczył już na teren Podlasia, amerykańscy lotnicy – 28 lipca 1944 roku we wsi Janówka-Danówka – zostali przekazani za specjalnym pokwitowaniem dowódcy jednostki Armii Czerwonej, i powrócili do swoich baz w Europie i USA.
Pogrom w Połtawie
Ta załoga B-17 miała pecha. Ale po przyjrzeniu się losom innych załóg z tej wyprawy, rzec można, że nie przytrafił się jej los gorszy od kolegów, którzy dolecieli do celu. Luftwaffe z wielką uwagą śledziła lot tej wielkiej formacji amerykańskich bombowców. Amerykanów, od ich wlotu w obszar kontrolowany przez Niemców, cały czas śledził bardzo dyskretny zwiadowczy samolot niemiecki. Zdołał on dolecieć do Połtawy i dokładnie sfotografować lotnisko.
Luftwaffe jeszcze tego samego dnia, w nocnym nalocie, zaatakowała Połtawę. Lotnisko zostało zdruzgotane, aż 53 egzemplarze B-17 – zniszczone. Były znaczne straty w ludziach. Złożyły się na to nieudolność radzieckiej załogi oraz niefrasobliwość amerykańskich lotników, którzy swoje samoloty ustawili jakby na wystawę lotniczą.
Amerykańska wdzięczność
11 listopada 1995 roku amerykański sekretarz obrony William J. Perry, w imieniu Korpusu Lotniczego Armii Stanów Zjednoczonych, przyznał 34. Pułkowi Polskiej Armii Krajowej Certyfikat Wdzięczności za „wybitną dzielność podczas ratowania i ocalenia życia zestrzelonych lotników z bombowca B-17 „B.T.O. in the E.T.O”. Został on skierowany do Środowiska Żołnierzy Oddziału Partyzanckiego „Zenona”.
Przewodniczący Środowiska, porucznik rezerwy Tadeusz Sobieszczak, zauważył, że ocalenie od niewoli lotników amerykańskich nie obyło się bez udziału miejscowej ludności. W oświadczeniu z 24 marca 1998 roku stwierdził: „Nasz Oddział, jak każdy oddział partyzancki, wspierany był w swoich działaniach przez miejscową ludność, tworzącą Placówki Armii Krajowej. Również w przypadku ocalenia od niewoli lotników amerykańskich, nie obyło się bez ich udziału. Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że przekazane z USA słowa uznania za odwagę i poświęcenie przy ratowaniu z załogi zestrzelonego bombowca B-17 G skierowane są do mieszkańców tej okolicy, działającej tam Placówki AK oraz Partyzantów Oddziału „Zenona”, w którego walkach uczestniczyli Amerykanie do 28 lipca 1944 roku”.
Przytoczył też zawarte w certyfikacie oświadczenie lotników amerykańskich z sierpnia 1944 roku, kiedy już powrócili do swojej bazy w Wielkiej Brytanii: „Skoro Polacy i polscy partyzanci, nie zważając na grożące im w każdej chwili różne niebezpieczeństwa i śmierć, chronili nas w ciężkich i trudnych sytuacjach, skoro to właśnie im zawdzięczamy swoje życie – nigdy o nich nie zapomnimy i zawsze gotowi będziemy do tego samego, by się im odwdzięczyć za to, co uczynili dla nas”.
Pomnik B-17
W 1997 roku powstała grupa inicjatywna, mająca na celu budowę monumentu upamiętniającego tamto wydarzenie. Byli to kombatanci z oddziału „Zenona”, wspierani przez Niepodległościowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej w Białej Podlaskiej. Autorem projektu pomnika, który powstał już w styczniu 1977 roku, był architekt Marek Ambroziewicz ps. „Marek” z Warszawy, w latach wojny żołnierz oddziału partyzanckiego „Zenona”. Zaprojektował on także pomnik poświęcony uczestnikom akcji Armii Krajowej w operacji V-2 w Sarnakach. Jego autorstwa jest również tablica upamiętniająca żołnierzy oddziału „Zenona” przy klasztorze paulinów w Leśnej Podlaskiej.
Tak ujął to Marek Ambroziewicz, opisując koncepcję pomnika: „Fascynują ciężar bomb, siła ognia i rozmiary maszyny. By można było ocenić potęgę latającej fortecy, projektuje się wykonanie w terenie płaskiej płyty, odpowiadającej zarysowi cienia B-17 G w naturalnej skali 1:1. Na tej czarnej płaszczyźnie poziomej elementem pionowym jest statecznik ze sterem, usytuowany we właściwym miejscu, będący centralnym elementem założenia”.
Odsłonięcie pomnika nastąpiło 9 lipca 2000 roku, nieopodal wsi Woroniec, po północnej stronie drogi E30. Jest on oddalony od miejsca rzeczywistego upadku bombowca o około półtora kilometra. Przy lokalizacji pomnika chodziło o to, by znajdował się jak najbliżej miejsca upadku, a jednocześnie był dobrze widoczny z drogi i łatwo dostępny komunikacyjnie.
Pomnik wprawdzie został zainspirowany losem konkretnego amerykańskiego bombowca B-17 G i jego 10-osobowej załogi, ale jest poświęcony nie tylko temu wydarzeniu. Zgodnie z intencją jego inicjatorów i realizatorów, został dedykowany pamięci lotników amerykańskich, którzy zginęli w walkach II wojny światowej w Europie. Na stateczniku pionowym znalazł się napis: „W hołdzie 41 802 lotnikom Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, którzy oddali swe życie, niosąc wolność okupowanym krajom Europy, niszcząc skutecznie niemiecki potencjał militarny. W dowód wdzięczności i pamięci – Polacy.”
Po wykonaniu swej misji, Społeczny Komitet Budowy Pomnika Lotników Amerykańskich 20 kwietnia 2002 roku przekazał pomnik na „wieczystą własność Narodowi Polskiemu”, powierzając opiekę i nadzór nad nim władzom gminy Biała Podlaska. Zaapelował jednocześnie o stałe utrzymanie porządku oraz zapewnienie właściwej oprawy w czasie odbywających się tam uroczystości.
W podpisie w imieniu Komitetu, jako przekazujący, znaleźli się byli partyzanci oddziału „Zenona”: Zdzisław Marian Wisłowski ps. „Zdzisław”, Kazimierz Wojtkiewicz ps. „Wysoki”, Kazimierz Parucki ps. „Skała”, Ryszard Zaremba ps. „Sawa”, Tadeusz Sobieszczak ps. „Dudek”. Przyjmującym był wójt gminy Biała Podlaska Wiesław Panasiuk.
Pamiętajmy
Dokładnie w 80. rocznicę zestrzelenia B-17 G, 21 czerwca 2024 roku o godzinie 12.30 przed Pomnikiem Lotników Amerykańskich w Worońcu odbyła się uroczystość upamiętnienia tamtego wydarzenia. Wzięły w niej udział delegacje gminy Biała Podlaska, Zespołu Szkół Zawodowych nr 2 im. F. Żwirki i S. Wigury, Koła Bialczan, Stowarzyszenia Pokolenia i inne. Gościem honorowym była prezes Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy „Zenona” Elżbieta Łacic-Szozda.
Jerzy Trudzik
zdjęcia: Franciszek Ostrowski, Jerzy Trudzik; B-17 G – źródło: https://worldofwarplanes.eu/warplanes/usa/b-17g/
Komentarze
Brak komentarzy